Wydrukuj tę stronę

Szef radnych PO mówi Rozbratowi „nie” - prezydent jednak mięknie

  • JK
  • czwartek, 08 kwiecień 2010
Wczoraj odbyła się debata, zorganizowana przez lokalną Gazetę Wyborczą, w związku ze sprawą Rozbratu. Z jednej strony udział w niej wzięli prezydent miasta Ryszard Grobelny oraz  przewodniczący największego klubu radnych PO Wojciech Kręglewski, z drugiej Jarosław Urbański i Krzysztof Król. Gazeta Wyborcza ogłosiła „na wyrost” w czwartkowym wydaniu, że miasto gotowe jest „pomóc Rozbratowi”. Deklaracja ta padła przede wszystkim pod silną presją działań podjętych w obronie skłotu, jak też poparcia ze strony znacznej części opinii publicznej.

Ostatnia demonstracja 20 marca zaostrzyła polemikę. Niektórzy przedstawiciele poznańskich elit władzy chwytali się momentami tak abstrakcyjnych argumentów, jak oskarżenie osób z Rozbratu o terroryzm z powodu dwóch napisów na budynku urzędu, jakie pozostawiono po wspomnianej manifestacji. Było to tym bardziej kuriozalne, że sama policja określiła protest jako spokojny. Chociaż Ryszard Grobelnym przyjmował w debacie ostatecznie bardziej ugodowe stanowisko, tonując wypowiedzi swojego kolegi z partii, to Wojciech Kręglewski  dalej ostro atakował z konserwatywno-klerykalnych pozycji poznańskie środowisko anarchistyczne, stwierdzając m.in. że nie pozwoli, „aby Poznań stał się Mekką światowego anarchizmu”. Suponował również, iż Rozbrat obraża jego katolicki światopogląd i próbował zdyskredytować ruch cytując wyrwane z kontekstu wypowiedzi osób, wg niego związanych z Rozbratem, oraz opinie dziennikarzy Rozbratowi nieprzychylnych. Zebrana dość licznie publiczność zareagowała na to w jedynie możliwy sposób – salwami śmiechu.

Przedstawiciele Ratusza podnosili argumenty dotyczące przede wszystkim władzy i własności. My postrzegamy Rozbrat, jako kwestię pewnej lokalnej wspólnoty będącej częścią tego miasta: są to nie tylko funkcjonujący na Rozbracie mieszkańcy, aktywiści, wszyscy, którzy regularnie z kulturowej i edukacyjnej oferty Rozbratu korzystają, ale także liczni sympatycy. Likwidacja tego miejsca to naruszenie pewnej substancji społecznej, tkanki miejskiej. Zakładamy, że to problem miasta i jego zarządu czy administracji. Tymczasem w obliczu zagrożenia likwidacją tej przestrzeni, przedstawiciele Ratusza najpierw udają (np. na planach zagospodarowania przestrzennego, pomijając w konsultacjach społecznych itd.), że Rozbratu nie ma, a potem stwierdzają, że jako anarchiści nie powinniśmy się do nich w ogóle zgłaszać, wszak negujemy władzę. Powiadają, że gdybyśmy zaakceptowali rolę „klienta”, zaakceptowali wyznaczone reguły gry, to podano by nam pomocną rękę (Kręglewski często powołuje się w tym miejscu na hołubione przez niego Stowarzyszenie „Lepszy Świat”, które „potrafi współpracować z miastem”). Radni PO, albo ich część związana z Wojciechem Kręglewskim czy Ryszardem Grobelnym, stawia się na pozycji „lokalnego rządu”, paternalistycznej władzy, co oczywiście kłóci się z naszą wizją demokracji i samorządu.

Po drugie środowisko PO forsuje argument, że zajęliśmy cudzą własność i działamy nielegalnie. Trzeba przede wszystkim stwierdzić, iż w części skłot leży na działce miejskiej. Grunty te w większości mogłyby należeć w dalszym ciągu do miasta. W dość niejasnych okolicznościach zostały sprywatyzowane. Jako wspólnota mieszkańców, Poznaniacy, ponieśliśmy z tego tytułu straty, ale dzisiejsza władza będąca formalno-prawną kontynuacją poprzednich ekip, nie poczuwa się ani do odpowiedzialności prawnej, ani politycznej za ewidentne zaniedbania. Dodatkowo powołując się na „święte prawo własności”, sama władza potrafi się z nim obchodzić nonszalancko bez zbędnych ceregieli, wywłaszczając kiedy trzeba i oddając komu się podoba (np. kościołowi). Ostatecznie za takie podejście, co podkreślił w jednej z wcześniejszych telewizyjnych debat z Wojciechem Kręglewskim nasz aktywista, to nie działacze z Rozbratu siedzą na ławie oskarżonych, ale dzisiejsi i byli przedstawiciele Ratusza.

W istocie rzeczy, chwytając się argumentacji przedstawicieli władzy, nielegalny charakter Rozbratu to domniemanie. Nigdy, nikt nie chciał nas usunąć. Nigdy nie było żadnych skarg na nasze tu przebywanie. Nikt nas nie chce eksmitować, bo nie ma do tego podstaw, nie ma stosownego orzeczenia sądu, czy nawet wniesionego pozwu w tej sprawie. Dodatkowo pamiętajmy, iż poza prawem własności, są jeszcze obowiązki wynikające z własności, z których jeden z podmiotów się absolutnie nie wywiązywał i nie wywiązuje. Gdyby nie było nas na Rozbracie, to miasto musiałoby włożyć wiele wysiłku w uporządkowanie sytuacji na tym terenie np. zabezpieczając go i chroniąc.

Wreszcie prawo własności nie jest jedynym prawem zapisanym w Konstytucji, do której z uporem nawiązywał Wojciech Kręglewski, na podstawie którego buduje się stosunki społeczne. Jest jeszcze np. prawo do posiadania dachu nad głową. Z tego prawa miasto-firma się nie wywiązuje. Faktem jest natomiast, iż w dzisiejszej Polsce jedno prawo (własności) stoi ponad innymi (np. do mieszkania w godnych warunkach, powszechnej opieki medycznej czy zatrudnienia). Jest to kwestia praktyki ustrojowej, którą – nie ukrywamy – krytykujemy i w miarę możliwości zwalczamy. Oczywiście władzom miasta, reprezentującym przede wszystkim kręgi biznesu i drobnych właścicieli, nasze podejście się nie podoba – ale przecież nie musi, jeżeli prawdą jest to, co mówi się o naszej demokracji.

Broniąc prawa własności, w tym firmy Darex formalnego właściciela największej działki na Rozbracie, Ratusz stawia interesy aferzysty z Pruszkowa przed interesem szerokiej grupy mieszkańców. Przypomnijmy, że Darex to spółka „wydmuszka”, która powstała tylko po to, aby okraść spółdzielczy bank i prawdopodobnie inne podmioty, a następnie jej właściciel znikł zagranicą, unikając odpowiedzialności. Mimo tego firma ta cieszy się większą ochroną ze strony państwa (np. w procesie sądowym) i władz lokalnych niż np. 20 stałych mieszkańców Rozbratu.

Należy w tym miejscu dodać, że w przeciwieństwie do innych grup, których interesów strzegą władze lokalne, m.in. forsując miejscowy plan zagospodarowania “Sołacz”, Rozbrat nie wysuwał żadnych „ekspansywnych” roszczeń wobec samorządu. Jedyne czego domagamy się, to zaprzestanie działań zmierzających do zniszczenia prowadzonego przez nas centrum kultury oraz uwzględnienia w planie zagospodarowania przestrzennego faktycznego stanu, czyli działalności społeczno-kulturalnej i politycznej rozwijanej na Rozbracie. Czy, póki co mgliste, obietnice miasta to tylko przedwyborcza propaganda, czy faktyczne poważne potraktowanie problemu, przekonamy się w najbliższych miesiącach. W dalszym ciągu jesteśmy zdeterminowani bronić Rozbratu wszelkimi metodami zarówno bezpośrednimi, jak też politycznymi i prawnymi.

JK

Debata w obiektywie (foto:kawa)

{phocagallery view=category|categoryid=221|limitstart=0|limitcount=0|detail=5|displayname=0|displaydetail=0| imageshadow=shadow1||bgcolor=#ffffff|bgcolorhover=#ffffff|imagebgcolor=#ffffff| bordercolor=#ffffff|bordercolorhover=#666666|displaydownload=0|displaybuttons=1}

Ludzie czytają....

John Deere i rolnicze blokady

15-02-2024 / Kraj

Ostatnie protesty rolników budziły skojarzenia z czasami Andrzeja Leppera. To z pewnością największa mobilizacja rolników od czasów wejścia Polski do...

Oświadczenie w sprawie pobicia

07-02-2024 / Poznań

6 lutego około godziny 9.00 miał miejsce bezprecedensowy atak zatrudnionych przez Duda Development na jednego z uczestników naszego kolektywu, który...

PRZECIWKO WYCINCE LASÓW OCHRONNYCH POZNANIA

05-02-2024 / Poznań

Od kilku lat w polskich miastach , a szczególnie na ich obrzeżach pojawiają się protesty lokalnych społeczności i mieszkańców. Są...

Stop pato-deweloperce! Odwołać wiceprezydenta Gussa

20-03-2024 / Poznań

Poznańskie wydanie Gazety Wyborczej, piórem Piotra Żytnickiego, ujawniło coś, co wiemy od lat – poznański ratusz nie tylko ulega lobbingowi...