![]() ![]() |
||
Żyjemy w okresie przejściowym
między obecnym systemem-światem, kapitalistyczną gospodarką-światem, a
innym systemem-światem (lub systemami). Nie wiemy, czy ten system będzie
lepszy, czy gorszy. Nie dowiemy się tego, póki nie nastanie, co potrwa
jakieś pięćdziesiąt lat. Wiemy, że będzie to okres trudny dla wszystkich.
Będzie trudny dla wpływowych, będzie trudny dla zwykłych ludzi. Będzie
to okres konfliktów i chaosu, który wielu ludzi będzie odczuwało jako
załamanie się systemów moralnych. Będzie to jednak okres, co wcale nie
jest paradoksalne, w którym czynnik "wolnej woli" osiągnie maksimum,
co znaczy, że indywidualne i zbiorowe działania będą wywierać większy
wpływ na przyszłą organizację świata niż w bardziej "normalnych"
czasach, tzn. w okresie zwykłego toku rozwoju systemu historycznego. Powiem
kolejno o trudnościach ludzi wpływowych i trudnościach zwykłych ludzi.
Zacznijmy od tego, co wydaje się dzisiaj najsilniejszym elementem nowoczesnego systemu-świata, a co w rzeczywistości jest jego najsłabszym ogniwem: ciągłej żywotności kapitalistycznego sposobu produkcji. Kapitalizm jest systemem, który umożliwia i ułatwia nieograniczoną akumulację kapitału. Robił to skutecznie przez ostatnie 400-500 lat. Oczywiście, żeby taki system trwał, kapitaliści (a przynajmniej niektórzy z nich) muszą osiągać wielkie zyski. Osiągnięcie wielkich zysków jest trudniejsze, niż to się wydaje. Przede wszystkim nie sprzyja temu konkurencja, ponieważ konkurenci obniżają ceny, a zatem również marżę zysku. Produkcja towaru kosztuje X i jest on sprzedawany za cenę Y. Zatem Y - X = zysk. Wynika stąd, że im wyższe Y i niższe X, tym większy zysk. W jakim stopniu kapitalistyczna firma kontroluje X lub Y? Do pewnego stopnia, ale nie całkowicie. Ta częściowa kontrola rodzi podstawowe dylematy działalności kapitalistycznej, zarówno indywidualne, jak i zbiorowe. Można powiedzieć, że "ręka" kierująca podażą i popytem, kosztami i ceną, nie jest ani całkiem niewidzialna, ani całkiem widzialna. Jest umiejscowiona w pogrążonym w cieniu obszarze, który Fernand Braudel określił mianem "nieprzejrzystych stref" kapitalizmu. Na cenę, jak twierdzi teoria kapitalizmu, ma wpływ przede wszystkim konkurencja. Wynika stąd, że im bardziej rynek, do którego mają dostęp określeni producenci, jest monopolistyczny, tym wyższą cenę może wyznaczyć sprzedający, w granicach elastyczności popytu. Oczywiście każdy indywidualny kapitalista dąży do zwiększenia swojego udziału w rynku, nie tylko dlatego, że zwiększa to całkowity zysk (zgodnie z bieżącą stopą zysku), ale również przyszłą stopę zysku. Jest równie oczywiste, że stopień, do jakiego indywidualny kapitalista może zmonopolizować dany rynek, zależy w dużej mierze od działań państwa, które może usankcjonować monopol wymuszając go albo nadając licencje i patenty, które chronią monopole. Te działania państwa mogą być albo bezpośrednie (i nazywane "politycznymi"), albo długofalowe i pośrednie. Przykładem tych drugich mogą być próby narzucenia określonego języka lub waluty na rynku światowym. Takie działania czasem nazywa się efektami kulturowymi albo niewidzialną ręką światowego rynku, ale ich państwowe podłoże można zauważyć bez trudu. Krótko mówiąc, ceny to w dużej mierze polityczne konstrukty (z pewną poprawką z uwagi na fakt, że żadne pojedyncze państwo nie jest w stanie totalnie kontrolować rynku światowego), co oznacza, iż zakres, w którym muszą mieścić się ceny, jest kształtowany społecznie (choć jest dość szeroki). Państwa są więc istotne dla dążeń kapitalistów do zwiększenia Y, ceny sprzedaży. Nie dowolne państwa, ale państwa silne, w których mają odpowiednią pozycję i wpływy. Japońscy kapitaliści polegają głownie na państwie japońskim, ale nie tylko. Mogą również polegać (w mniejszym lub większym stopniu) na np. Indonezji lub USA. Chodzi o dwie sprawy. Wszyscy kapitaliści potrzebują jakiegoś państwa lub państw. Ich konkurenci mogą polegać na innych państwach. Geopolityka jest ważnym elementem w określaniu tego, jak poszczególni producenci mogą zwiększać swoje ceny sprzedaży. Kapitalistyczni teoretycy, począwszy od Adama Smitha, potępiają "mieszanie się" państwa w gospodarkę i twierdzą, że ta ingerencja ma negatywny wpływ na stopy zysku. Ponieważ kapitalistyczni przedsiębiorcy zupełnie nie zawracają sobie głowy tą teorią (za wyjątkiem momentów, gdy przekonują, że teoria ta wpłynęłaby negatywnie na ich bezpośrednich konkurentów), myślę, że możemy spokojnie przyjąć, iż chodzi o zamydlenie nam oczu. Ceny sprzedaży są jednak funkcją dwóch elementów: nie tylko stopnia monopolizacji możliwego rynku, ale również efektywnego popytu na tym rynku. Powoduje to kolejny dylemat - napięcie między wypłacaniem płac, co zwiększa światową konsumpcję, a niewypłacaniem, co zwiększa oszczędności/inwestycje. Im wyższa konsumpcja, tym wyższy bieżący efektywny popyt; im większe oszczędności/inwestycje, tym większa akumulacja kapitału. To częściowo problem celów w różnych okresach, a częściowo doraźnych interesów różnych grup kapitalistów. Bez wątpienia jest to stary problem, ale dzisiaj stał się szczególnie dotkliwy z uwagi na jego wpływ na koszty produkcji. Ostatecznie efektywny popyt jest funkcją łącznych wydatków na płace, ponieważ na końcu każdego łańcucha towarowego są zawsze indywidualni konsumenci. Wynika stąd paradoks, że im wyższe koszty wynagrodzeń ogółem, tym wyższe potencjalne zyski, a im niższe koszty wynagrodzeń ogółem, tym wyższe doraźne zyski. Pierwsze stwierdzenie jest prawdą dla gospodarki-świata jako całości, drugie dla indywidualnych firm. Przyjrzyjmy się X, kosztom produkcji. Można je podzielić na trzy ogólne elementy: koszty wynagrodzeń, podatki i opłaty oraz zakup maszyn i nakłady. Koszty zakupu maszyn i nakładów oczywiście skłaniają producentów do szukania technologii je obniżającej. Przeciwstawiają jednak również daną grupę kapitalistycznych producentów wszystkim innym. Im niższy Y innych, tym niższy X tej grupy. Częściowo ma na to wpływ polityczna aktywność danej grupy producentów, którzy są skłonni przeciwstawiać się tym działaniom państwa, które podwyższają ceny sprzedaży u innych grup producentów. Obniżanie kosztów nakładów nie musi jednak prowadzić do zwiększenia zysków, ponieważ dzięki konkurencji rynkowej może zaledwie obniżyć ceny sprzedaży, pozostawiając marżę zysku niezmienioną lub prawie niezmienioną. Kapitalistyczni producenci poświęcają wiele wysiłku próbom obniżenia kosztów wynagrodzeń oraz tych związanych z podatkami i opłatami. To kolejny dylemat. Jeśli koszty wynagrodzeń spadłyby do zera, marża zysku bez wątpienia poszybowałaby w górę, ale średniookresowy wpływ na efektywny popyt byłby katastrofalny. To samo dotyczy podatków i opłat. Podatki to wydatki na usługi, których potrzebują producenci, łącznie z działaniami państwa nakierowanymi na zapewnienie częściowej monopolizacji rynków, służącymi ich określonej grupie. Zatem zbyt niska stopa podatkowa miałaby również negatywne skutki. Z drugiej strony wzrost kosztów wynagrodzeń oraz podatków i opłat uderza w marżę zysku. Producenci muszą lawirować między Scyllą i Harybdą*. W istocie jest to sprawdzian sukcesu, gra, w której wygrywa najlepiej przystosowany i/lub ktoś, kto ma najlepsze znajomości polityczne. Nie interesują nas tutaj mechanizmy, dzięki którym poszczególni kapitaliści starają się odnieść większe sukcesy niż inni w tej trudnej grze, ale ogólne trendy historyczne. W ostatnich 10-20 latach byliśmy świadkami zmasowanego ataku ideologicznego, którego celem było obniżenie kosztów, a ponieważ atak ten wydaje się być skuteczny, zapominamy o fakcie, że niedawny spadek płac, podatków i opłat jest krótkookresowy i nieduży na tle długiego okresu, ich trwałego, historycznego, globalnego wzrostu i to z przyczyn strukturalnych. Część wartości dodatkowej, która trafia do indywidualnych pracowników w formie płac przekraczających ich społecznie definiowane koszty reprodukcji to wynik walki klasowej toczonej w miejscu pracy i na arenie politycznej. Schemat jest następujący. Lokalna grupa pracowników organizuje się albo w miejscu pracy albo na arenie politycznej, albo w obu tych sferach, oraz sprawia, że dla producenta koszty niepodniesienia płac są wyższe niż koszty ich podniesienia, przynajmniej w krótkim okresie. Oczywiście wzrost kosztów wynagrodzeń oznacza zwiększenie efektywnego popytu, a zatem sprzyja pewnej grupie producentów, ale niekoniecznie tej, która podnosi płace. Jeśli ta zwyżka zaczyna być dla danej grupy producentów zbyt uciążliwa i nie potrafią przeciwstawić się jej politycznie, mogą próbować przenieść część lub całość produkcji do rejonów, w których płace są niższe, co oznacza, że z jakichś powodów pracownicy są tam politycznie słabsi. Koszty pracy w rejonie, do którego przenoszona jest produkcja, muszą być znacznie niższe, ponieważ producent ponosi nie tylko koszty zmiany lokalizacji (koszt jednorazowy), ale niemal na pewno także wyższe koszty transakcji (koszty długofalowe). Dlatego właśnie produkcja jest przenoszona (co ma miejsce zwłaszcza w cyklicznych okresach spadkowych) do najbliższych rejonów, w których pracownicy są politycznie słabi, docierając w końcu do tych, w których są najsłabsi. Z historycznego punktu widzenia najsłabsza grupa pracowników to ci, którzy niedawno trafili do miejskich ośrodków produkcji (a przynajmniej takich, gdzie dochody są wyższe) z obszarów wiejskich oraz tych, gdzie dochody są niższe. Powody początkowej słabości politycznej są zarówno kulturowe, jak i ekonomiczne. Jeśli chodzi o kulturę, ma miejsce pewna dezorientacja i dezorganizacja będąca skutkiem migracji siły roboczej; w dodatku pracownicy ci są niezorientowani w lokalnej polityce albo nie mają wpływów politycznych. Jeśli chodzi o przyczyny ekonomiczne, ich płace w miejskich ośrodkach produkcji, które według ogólnych standardów są bardzo niskie, są wyższe niż wcześniejsze dochody na terenach wiejskich albo dochody dostępne ze względów politycznych. Żadna z przyczyn słabości politycznej nie jest długotrwała. Można zaryzykować stwierdzenie, że dowolna grupa pracowników w takiej sytuacji jest w stanie poradzić sobie z nimi w okresie 30-50 lat, a obecnie jeszcze szybciej. Oznacza to, że z punktu widzenia producentów przenoszących produkcję korzyści są tylko chwilowe i jeśli mają potrwać dłużej, trzeba brać pod uwagę średniookresowe przenoszenie produkcji. W istocie dzieje się tak w kapitalistycznym systemie-świecie od 500 lat. Mimo tego krzywa przedstawiająca procent obszarów na świecie, do których można przenieść produkcję, osiąga asymptotę, tak jak wiele innych krzywych obrazujących trendy systemowe. Takich obszarów jest coraz mniej. Nazywa się to procesem deruralizacji, a jego tempo jest oszałamiające. Natomiast miarę, jak zmniejsza się ilość tych obszarów, ogólnoświatowa siła przetargowa pracowników rośnie. Rezultatem jest globalny trend wzrostu kosztów wynagrodzeń. Gdyby ceny mogły rosnąć dowolnie, nie byłby to problem. Tak jednak nie jest z uwagi na ograniczenia narzucane przez konkurencję i zdolność państw do narzucania monopolizacji. O kosztach pracy często mówi się w kategoriach czegoś, co określa się mianem wydajności produkcji. Czym jest wydajność? Częściowo chodzi o lepszą technologię, ale częściowo także o chęć pracowników do wykonywania pracy w odpowiednio szybkim tempie. Jakie powinno być to tempo? Doktryna tayloryzmu mówiła, że maksymalne - na tyle, na ile to fizycznie możliwe. Tempo to nie powinno jednak powodować szkód w organizmie pracownika. Jeśli je powoduje, to takie krótkookresowe przyspieszenie tempa powoduje długookresowe obniżenie zdolności organizmu do przeżycia. Nawet w kategoriach krótkookresowych kosztów ekonomicznych i z punktu widzenia pracodawcy, maksymalne tempo pracy na godzinę może nie być optymalne na tydzień czy miesiąc. W tym miejscu pojawia się jednakże konflikt wartości: np. wartość psychicznej przyjemności z "czasu wolnego" dla pracownika w opozycji do potrzeb pracodawcy. Pracodawca może mieć nadzieję, że wzbudzi w pracowniku (jako zachętę) psychiczną przyjemność, "satysfakcję z pracy", ale musi być skłonny organizować pracę tak, żeby jej wykonywanie dostarczało jakiejś "satysfakcji". Problem staje się więc polityczny i jest rozwiązywany dzięki sile przetargowej. Zatem wydajność prowadzi nas z powrotem do politycznej siły pracy. Fragment książki Immanuela Wallerstein "Utopistyka. Alternatywy historyczne dla XXI wieku", Oficyna Trojka, 2008 * Potwory z mitologii greckiej czyhające na żeglarzy po obu stronach cieśniny, w okolicach przylądka Skylla w północno zachodniej Grecji. (przyp. red.) |
||
Strona umieszczona na portalu www.rozbrat.org |