Ten mało chwalebny tytuł nie wziął się przez przypadek, był efektem wielu lat skrupulatnych zaniedbań i jednoznacznie złej woli ze strony decydentów. Instytucjonalną kulturę w Poznaniu w ciągu ostatnich kilkunastu lat ominęło kilka istotnych zmian, które mimo wszystko nieznacznie ucywilizowały zasady prowadzenia polityki kulturalnej na poziomie samorządu.
Po pierwsze od końca lat dwutysięcznych coraz ciężej ustawiać konkursy dyrektorskie. Oczywiście tzw. konkursy ze wskazaniem wciąż mają miejsce, niemniej wymaga to coraz więcej wysiłku. Bardzo dużo zmienił tu internet i media społecznościowe, gdzie błyskawicznie rozchodzą się informacje o niejasnych praktykach. Boleśnie przekonał się o tym prezydent (wciąż urzędujący) Torunia kiedy wbrew wszelkim kryteriom forsował kandydaturę Pawła Łubowskiego na dyrektora CSW Znaki Czasu. Podobnie ciężko było Ryszardowi Grobelnemu i Dariuszowi Jaworskiemu doprowadzić do zaplanowanego końca konkurs na dyrektora Arsenału. Proszę mi wierzyć, że dekadę wcześniej nie byłoby śladu podobnych trudności.
Po drugie coraz ciężej jest rozdzielać środki w konkursach grantowych. Nie dość, że trzeba przygotować wiarygodnie wyglądające kryteria, to jeszcze do udziału w komisji oceniającej projekty należy przewidzieć udział zewnętrznych ekspertów – radni i urzędnicy już nie wystarczą. Co więcej nazwiska członków komisji z każdego konkursu powinny bezwzględnie znaleźć się w miejskim BIP’ie.
Po trzecie, w wielu miastach wraz z cywilizacją śmierci i ideologia gender doszło do realizacji nihilistycznego postulatu, by ocenę formalną projektów poprzedzała ocena merytoryczna. Wówczas cenne pomysły można ochronić przed bezlitosną ręką urzędnika szukającego błędów w rubrykach.
Po czwarte – coraz ciężej jest finansować prywatne potrzeby religijne z budżetów kulturalnych. Przynajmniej na szczeblu samorządu, ale nawet ministrowie i posłowie nie mogą czuć się bezpieczni. Jeśli w otwartym konkursie grantowym wygrają projekty obejmujące m.in. wyjazdy chórów do Watykanu czy inscenizacje Męki Pańskiej to zawsze znajdzie się jakiś szukający sensacji antyklerykał, który to nagłośni i będą tylko kłopoty.
Po piąte – jest pewien problem z wielkimi, drogimi festiwalami. Nie wszyscy się na samą myśl o nich cieszą tak samo jak organizator i przecinający wstęgę na otwarciu ojciec miasta. Jest coraz więcej głosów, że można by te zwykle niemałe pieniądze trochę lepiej wykorzystać i przyznać w trochę mniej uznaniowy sposób. Argumenty o prestiżu i przyciąganiu turystów działają zaskakująco słabo.
Po szóste coraz częściej trzeba płacić artystom za wykonywaną prace. Nie dotyczy to tylko celebrytów zapełniających imprezy plenerowe, ale nawet artystów wizualnych wieszających swoje prace w galerii miejskiej. Pomijany dotychczas punkt w budżetach wielu instytucji musi jakoś na nowo zaleźć miejsce i środki. Oczywiście można szukać różnych usprawiedliwień ale niestety na większość z nich pracownicy sztuki są zaskakująco odporni.
Po siódme coraz ciężej jest utrzymywać żenująco niskie wynagrodzenia w miejskich instytucjach. Pracownicy sektora kultury odkryli w końcu niezwykle skuteczne narzędzie w postaci związków zawodowych i potrafią je coraz lepiej wykorzystywać.
Nastał bardzo ciężki czas dla samorządowych decydentów, odpowiedzialnych za kulturę i sztukę. Nie mogą robić tego na co zwykle mają ochotę oraz tego podpowiada im niezawodna intuicja i dodatkowo formułuje się wobec nich bardzo konkretne wymagania. Zwyczajowe opowieści o braku pieniędzy, kończące przez wiele lat prawie każdą debatę o miejskiej kulturze z niezrozumiałych powodów przestają działać. Za dobrą, uczciwą i przejrzystą politykę w tym zakresie nikt od razu nie doceni a coroczne rankingi żenad wyłapią każdą poważniejszą wpadkę.
Nikt nie zazdrości nowemu prezydentowi nowych obowiązków. Mimo to z dużym uznaniem przyjąłem jego decyzję, że będzie bezpośrednio nadzorował sprawy związane z kulturą. Mam tylko nadzieję, że podejmie równie ambitna próbę poradzenia sobie z nowymi okolicznościami, które przez podczas swojego urzędowania tak lekkomyślnie lekceważył jego poprzednik.
Artykuł ten nie doczekał się publikacji w poznańskiej Gazecie Wyborczej.