Partycypacja bez pudrowania. Budżet Poznania 2011

Partycypacja bez pudrowania. Budżet Poznania 2011

  • Jarosław Urbański
  • poniedziałek, 10 styczeń 2011
„Stronie społecznej” w Poznaniu, czyli różnym organizacjom pozarządowym, ale przede wszystkim działaczom związanym ze środowiskami anarchistycznymi i Stowarzyszeniem My-Poznaniacy, udało się wymusić na władzach miasta podjęcie dyskusji nad budżetem miejskim. To konsekwencja naszych działań podjętych jeszcze rok temu, kiedy to po raz pierwszy zebraliśmy się, aby wspólnie omówić i przedstawić niezależne opinie nt. budżetu miasta na rok 2010. Choć wówczas dyskusja bezpośrednio nad finansami miasta zamarła po przyjęciu budżetu, to jej echa można było odnaleźć w innych działaniach i polemikach podejmowanych przez cały ubiegły rok. 

Obecnie wspólnym postulatem „strony społecznej” jest prowadzenie dyskusji nad budżetem cały czas i doprowadzenie do realnego wpływu obywateli na jego kształt, m.in. poprzez szeroko zakrojony proces uzgadniania z mieszkańcami miasta (a nie tylko z różnymi organizacjami) priorytetów i struktury budżetu – zadanie do tej pory zarezerwowane, nawet nie tyle dla radnych mających często mgliste o finansach miasta pojęcie, ale magistrackich ekspertów i urzędników.

Michał Wybieralski, w swoim komentarzu (opublikowanym właśnie na stronie internetowej lokalnej Gazety Wyborczej), stwierdził m.in., że budżet często wydaje się być „tajemną księga” pełną niezrozumiałych sformułowań i cyfr. Z jednej strony trzeba stwierdzić, iż władze miasta absolutnie nie są przygotowane do uspołecznienia dyskusji nad budżetem i forma jego prezentacji pozostawia wiele do życzenia.  Nawet wielu radnych, mających niewspółmiernie lepszy dostęp do informacji niż szary obywatel, stwierdza, że wielu zapisów budżetu po prostu nie sposób, na podstawie przedstawionych przez urzędników dokumentów, zrozumieć. Z drugiej strony trzeba podkreślić, iż zrozumienie budżetu generalnie nie przekracza możliwości intelektualnych przeciętnego mieszkańca naszego miasta. Kwestią zasadniczą jest motywacja: czy będzie on widział sens „wgryzania się” w jego zawiłości i miał chęć uczestnictwa w spotkaniach wyjaśniających wszelkie meandry publicznych finansów. Odpowiedź jest prosta – to zależy od tego, czy Kowalska i Nowak, będą mieli na budżet realny wpływ, czy ich zdanie zostanie wzięte pod uwagę lub choćby poważnie potraktowane i przedyskutowane. To oczywiście wymaga czasu, zatem proponowany dotychczas ekspresowy harmonogram prac nad budżetem – to kolejnym mankament - nie sprzyja szerokiej publicznej debacie nad tym ważnym dla wszystkich mieszkańców dokumentem. I odnosi się wrażenie, że o to właśnie chodzi. 

Wybieralski pisze, że dyskusja nad budżetem 2012 powinna się rozpocząć już wiosną tak, aby na jesień „strona społeczna” mogła wnieść swoje postulaty. I zauważa, że władze miasta powoli zdają się akceptować konieczność szerokich konsultacji społecznych z tym związanych. „Przed wyborami – pisze Wybieralski - prezydent Grobelny mówił, że marzy mu się, by z czasem mieszkańcy w referendum decydowali o tym, jakie inwestycje zrealizować. Skąd ta zmiana u prezydenta, który do tej pory ignorował wiele uwag mieszkańców? Może Ryszarda Grobelnego zainspirował przykład Porto Alegre”. Dziennikarz przypomina, że to brazylijskie miasto kilkanaście lat temu popadło w tarapaty finansowe (podobnie jak obecnie większość miast polskich w tym Poznań), a lewicowa Partia Pracowników uznała, że zaprosi mieszkańców do układania budżetu. Trzeba tu wyjaśnić kilka mitów z tym związanych. Po pierwsze mieszkańcy Porto Alegre nie byli od razu chętni masowo brać udział w zgromadzeniach budżetu partycypacyjnego, na których dyskutowano jego strukturę. Ponieważ jednak Partia Pracowników zastała w mieście, jako schedę po prawicowych i neoliberalnych rządach, pustą kasę, była zmuszona – dla uniknięcia konfliktów i odpowiedzialności politycznej – uspołecznić proces decyzyjny. Lata polityki neoliberalnej doprowadziły nie tylko do załamania ekonomicznego w brazylijskich miastach, ale też apatii społecznej. Dlatego nowe władze liczącego półtora miliona Porto Alegre, włożyły dużo starań i środków, aby z kilku tysięcy uczestników zgromadzeń budżetu w pierwszych latach projektu, udział zwiększył się do nawet kilkuset tysięcy. Osiągnięto to dzięki temu, że faktycznie ludzie uznali, iż ich partycypacja w tym przedsięwzięciu ma sens, bowiem posiedli realny wpływ na to, co się dzieje z pieniędzmi w mieście. U nas póki co, czego frekwencja w ostatnich wyborach samorządowych była wyrazem, mieszkańcy są zniechęceni i przekonani o braku wpływu na bieg zdarzeń. Ordynacja wyborcza i ustanowione praktyki polityczne skutecznie wyeliminowały wszelkie próby naruszenia status quo w mieście.

Dlatego też trzeba jasno stwierdzić, iż obecne elity władzy w mieście nie mają mandatu, aby decydować o tego typu demokratycznym projekcie. Po pierwsze dlatego, że są odpowiedzialne za obecny kryzys finansów miejskich. Kiedy pieniądze płynęły do miejskiej kasy szerokim strumieniem, m.in. z unijnych dotacji, nie widzieli oni potrzeby pytania się mieszkańców o to, na co je wydać. Zamiast debaty i rzeczowej argumentacji, uprawiano propagandę sukcesu, w której także lokalne media miały swój udział (patrz: Euro 2012). Dziś wiemy, że przynajmniej kilka decyzji inwestycyjnych podjętych pod presja tej propagandy negatywnie uwarunkowało sytuację finansową Poznania na kilka, a może nawet kilkanaście lat do przodu. Były to decyzje błędne. Myślę na przykład o budowie stadionu miejskiego, który pochłonął 700 mln złotych (a w dalszym ciągu finansowane są inwestycje związane z infrastrukturą obiektu i komunikacją wokół niego), czy decyzja o budowie wiaduktów tzw. „trzeciej ramy”. Ważne jest też to, na co pryncypialnie nie wydawano w zasadzie żadnych środków z kasy miejskiej np. na budownictwo komunalne. 

Dziś okazuje się, że wiele szumnie zapowiadanych inwestycji na Euro 2012 nie dojdzie do skutku, w tym o dużym znaczeniu ogólnospołecznym, jak np. komunikacja zbiorowa. Teraz kiedy wartość inwestycji miejskich spadnie o 80 proc. (z jednego miliarda złotych rocznie do 200 mln), to być może prezydentowi Grobelnemu świta w głowie, aby „mieszkańcy w referendum decydowali o tym, jakie inwestycje zrealizować” - bo nie będzie zasadniczo o czym dyskutować. Intencja jest tu jasna: pod przykrywką partycypacji w projektowaniu wydatków budżetu, jednocześnie zarząd miasta zechce zyskać społeczną akceptację (a raczej jej pozory) niepopularnych decyzji dotyczących trzech zasadniczych kategorii:

- Wzrostu podatków i opłat. Jesteśmy nie tylko świadkami podniesienia stawek VAT przez rząd oraz zmian w systemie podatkowym, który spowoduje uszczuplenie finansów lokalnych na rzecz budżetu centralnego, ale także wzrostu fiskalizmu władz lokalnych, objawiającego się wzrostem podatków i opłat lokalnych, które dotkną w zasadzie wszystkich mieszkańców Poznania, w tym w dużej mierze tych najuboższych.

- Cięć w wydatkach na cele społeczne. Miasto zamierza dokonać daleko idących cięć w wydatkach bieżących, nawet o 100 mln złotych rocznie, co odbije się zapewne na opiece społecznej, zdrowotnej i edukacji.

- Wyprzedaży majątku komunalnego. Miasto zamierza sukcesywnie wysprzedawać swój (nasz!) majątek (w latach 2011-2015 na poziomie 100-150 mln złotych rocznie), co może rodzić szereg różnych problemów. Na przykład w ubiegłych latach miasto sprzedało developerowi, pomimo protestów społecznych, zajezdnię na Gajowej, z której musiało się w tym roku wyprowadzić MPK, ale okazało się, że równolegle nie zdążyło wybudować nowej zajezdni na Franowie i inwestycja ta w najbliższych latach nie zostanie sformalizowana. W efekcie tramwaje będą „nocować” na ulicy. Inny przykład – miasto będzie w dalszym ciągu wysprzedawać lokale komunalne, dużo szybciej, niż jest zdolne odtwarzać komunalną substancję mieszkaniową. W efekcie dziś musi płacić rocznie kilkanaście milionów na odszkodowania (zdecydowanie więcej niż wydaje rocznie na budownictwo komunalne), ponieważ nie może, co stanowi ustawowy obowiązek samorządu, zagwarantować dachu nad głową tym rodzinom, wobec których sądy orzekły eksmisję z prawem do lokalu.

Konkludując. Nie jest możliwe, aby obecna ekipa rządząca miastem i, podkreślmy, reprezentująca oligarchiczne interesy, była zdolna do wdrożenia idei budżetu partycypacyjnego. Koncepcja ta i charakter obecnej władzy, tkwią ze sobą w zasadniczej sprzeczności, wzajemnie się wykluczają. Aby poznańska partycypacja nie stała się parodią brazylijskiego pierwowzoru, swego rodzaju terapią zaaplikowaną społeczeństwu doby kryzysu na zasadzie „leczeniem syfa za pomocą pudru”, ale autentycznym demokratycznym mechanizmem, włączającym szerokie rzesze obywateli miasta w proces podejmowania decyzji dotyczących budżetu - konieczna jest zasadnicza transformacja polityczna. Poznańska partycypacja nie doczekała się zmiany u steru władzy i jeżeli chce się realizować „tu i teraz” musi, dla zachowania autentyczności, czerpać siły skądinąd, aby rozbić istniejące schematy i sprostać naszym oczekiwaniom.

Ludzie czytają....

Uśmiechnięta demokracja

29-04-2025 / Polityka

Wiele lat temu, kiedy mieszkańcy kamienicy przy ulicy Stolarskiej udali się, pod Urząd Miasta Poznania, aby wyrazić swój sprzeciw wobec...

Prawda czy propaganda? Dziennikarze na wojnie

11-05-2025 / Kontrola społeczeństwa

Jednemu z amerykańskich polityków, aktywnemu jeszcze za czasów pierwszej wojny światowej, przypisuje się autorstwo słynnego dość powiedzenia, że na wojnie...

Relacja z demonstracji 1 maja w Warszawie: „Dach nad…

04-05-2025 / Kraj

1 maja 2025 roku w Warszawie odbyła się manifestacja z okazji Święta Pracy, zorganizowana pod hasłem „Dach nad głową –...

Relacja z otwarcia V sezonu na WOMBie

18-05-2025 / Poznań

Dziękujemy wszystkim za przybycie, zaangażowanie się, wspólne działanie i odpoczynek. W tym roku, podobnie jak w latach ubiegłych, podkreślamy właśnie...

Rozbrat


Rozbrat
ul. Pułaskiego 21a, 60-607 Poznań