Czy zauważyliście ile mamy wymówek, żeby nie działać na rzecz obrony naszej planety? Każdy z nas musi oczywiście załatwiać jakieś sprawy i odpowiedzieć na maile, potrzebujemy chwili wyciszenia, problemy nas przerastają, a do tego [WSTAW SWOJĄ ULUBIONĄ WYMÓWKĘ]. Ostatnio jednak zacząłem stykać się ze szczególnie frustrującym usprawiedliwieniem braku działania: ludzie stwierdzają, że jest już zbyt późno, że przekroczyliśmy już wiele punktów krytycznych w kwestii globalnego ocieplenia, a szczególnie w związku z opóźnieniem pomiędzy emisją dwutlenku węgla a wzrostem temperatury, jesteśmy już skazani na zagładę - po co więc walczyć?
Ta pseudotragiczna postawa doprowadza mnie do wściekłości. A jeszcze bardziej irytuje mnie fakt, że ten sposób rozumowania stał się tak znajomy. Bez przerwy się z nim spotykam. Dosłownie w momencie kiedy skończyłem pisać powyższe zdanie - nie zmyślam - otrzymałem maila o następującej treści: "Rozwiązania są niewystarczające, nieskuteczne i przychodzą zbyt późno. Lepiej, żeby ludzie pogodzili się z tym, zamiast rzucać się walcząc do upadłego... Tak jak mówi się o szczycie wydobycia ropy naftowej, szczycie rozwoju cywilizacyjnego, my jesteśmy szczytową formą życia. Trzy miliardy lat cyjanobakterii, 500 milionów lat narastającego rozwijania się form życia i wisienka na torcie w postaci zbyt inteligentnych istot ludzkich. Ludzie dowiedli, że inteligentne życie nie jest zrównoważone, być może prowadzi w dół równi pochyłej rozwoju życia i doprowadzi planetę do jej bakteryjnej przeszłości." A kiedy skończyłem wklejanie tego cytatu, dostałem kolejną wiadomość o podobnej treści.
Założenie, że ludzie są szczytową formą życia (a wszystko inne stanowi jedynie tło) prowadzi do poczucia uprzywilejowania, które jest powodem okrucieństwa skierowanego przeciwko temu, co nie jest postrzegane jako szczytowa forma życia. A poza tym, jaka szczytowa forma życia doprowadziłaby do zniszczenie swojego środowiska a następnie rozłożyła z rezygnacją ręce w chwili, gdy przeciwdziałanie zniszczeniom jest szczególnie istotne?
Nie jestem przekonany, że ludzie są dużo bardziej inteligentni niż papugi, ośmiornice, łososie, drzewa, rzeki i tak dalej, ale nawet jeśli wierzysz, że ludzie są bardziej inteligentni, nie zmienia to faktu, że Indianie Tolowa żyli w miejscu w którym ja teraz mieszkam przez 12.500 lat i go nie zniszczyli. Nie chciałbym próbować przekonywać, że Tolowa nie zniszczyli ziemi ponieważ, nie byli wystarczająco inteligentni by to zrobić.
Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, która związana jest z tą tragiczną postawą. Joseph Meeker, w swej książce "The Comedy of Survival" stwierdza, że przez wieki swego istnienia ludzka kultura tworzyła komedie, ale dopiero cywilizacja doprowadziła do powstania gatunku tragedii. Można powiedzieć, że tragedia jest tragiczną winą naszej cywilizacji. „Tragiczna wina”, jak prawdopodobnie pamiętacie, to cecha głównego bohatera, która doprowadza go ostatecznie do ruiny. Może to być niezdecydowanie, duma, zazdrość, itp. Chodzi o to, że bohaterowi brakuje sił lub chęci, aby przeanalizować i przezwyciężyć tę cechę i, przynajmniej z mojej perspektywy, właśnie to, a nie sama cecha prowadzą do jego upadku. Tragedia zakłada nieuchronność, która z kolei zakłada niemożność dokonania wyboru. Według jednej z definicji: "Zachowanie tragiczne wiąże się z założeniem, że zmiana jest niemożliwa i obroną tego założenia aż do śmierci."
Klasyczne tragedie w stylu "Hamleta" czy "Otello" doprowadzały mnie z reguły do frustracji, a nie katharsis. Jeśli twoje zachowanie doprowadza do tragedii ciebie i ludzi dookoła, dlaczego po prostu go nie zmienić? Dlaczego trzymać się błędów, które zabijają ciebie i tych których kochasz? Tragiczny "bohater" zdaje sobie sprawę ze swoich błędów, gdy jest już zbyt późno. Jestem dużo bardziej zainteresowany powstrzymaniem tragedii zanim będzie zbyt późno, niż współczuciem lub empatią w stosunku do tych, którzy nie mogą lub nie chcą zmienić swego destrukcyjnego postępowania. Najgorsze w całej narracji "ludzka-kultura-jako-bohater-tragiczny" jest to, że nie chodzi o tak haniebną wadę jak chciwość, pożądanie, zazdrość czy nawet niezdecydowanie. Tragiczną w skutkach wadą, którą przypisuje sobie ta kultura to inteligencja. Jesteśmy po prostu zbyt bystrzy, aby pozwolić na przetrwanie życia na tej planecie. I oczywiście nie jesteśmy w stanie się zmienić, nie da się nic począć. Uroń łzy, opuść kurtynę.
Po pierwsze, przekonanie że to inteligencja jest powodem niszczenia planety jest niewystarczające i absurdalne. Po drugie, zabijanie planety to rezultat zachowań, które można zmienić oraz infrastruktur, które można zniszczyć. Nie ma w tym nic nieuniknionego. Nie wierzę też, że ocieplenie klimatu przekroczyło ostateczny punkt krytyczny. Pozostało jeszcze wiele opcji, które możemy wypróbować, takich jak deindustrializacja. Ludzie tacy jak James Lovelock (który przepowiada, że pod koniec XXI wieku "miliardy ludzi zginą a niewielka ilość zdolnych do rozmnażania par, które przetrwa tylko na Arktyce, ponieważ tylko tam klimat będzie znośny") zdają sobie już sprawę, że ta kultura pozostawiona poza kontrolą, zabije naszą planetę. Cóż, jeśli ta kultura ma zabić planetę, chyba czas zakasać rękawy i robić co do nas należy - zamiast chować głowę w piasek. Najlepszym sposobem potwierdzenia tego, że jest za późno, jest stwierdzenie, że jest za późno i nie podjęcie działania w celu ocalenia świata jaki znamy: świata rekina chochlika i ryby klowna, świata w którym nocą nietoperze trzepocą skrzydłami, a motyle i trzmiele rozświetlają dzień.
Moja przyjaciółka Waziyatawin, wielka aktywistka narodu Dakota, stwierdziła kiedyś: „Postawa defetystyczna sprawia, że mam ochotę krzyczeć. Walki, które musimy stoczyć przerastają nas, ale sytuacja nie poprawi się jeśli nie będziemy nic robić. Nasza jedyna nadzieja tkwi w tym, że więcej ludzi przyłączy się i zacznie działać, ludzi, którzy nie boją się zaryzykować czegoś teraz, abyśmy wszyscy nie stracili później wszystkiego. Mam poczucie kontroli nad własnym życiem tylko wtedy, gdy podejmuję jakieś działanie, niezależnie od tego czy jest to pisanie, praca nad podkopywaniem obecnie funkcjonujących struktur, czy też siedzenie w grudniu z mężczyzną z plemienia Dakota na otwartej prerii i obrona naszej ziemi". I kontynuowała: "Jeśli nasze działania donikąd nie prowadzą, po co mielibyśmy jeszcze chcieć żyć? Ten rodzaj braku nadziei, w znaczeniu defetystycznym, oznacza przyjęcie pozycji ofiary i całkowitej bezsilności. Możemy wiele nauczyć się od łososi: albo dotrą w górę rzeki żeby złożyć ikrę, albo umrą próbując to zrobić."
Jeśli nasze działania są w stanie sprawić, że będzie choć jedna tysięczna procenta szansy na to, że wszystko ułoży się lepiej dla nas i naszej planety, to naszym moralnym obowiązkiem jest działać, działać, działać. Zanim będzie zbyt późno.
Czy jestem optymistą? Ani trochę. Czy się poddam? Nie ma mowy.
tłum: Dobrosława Karbowiak