Arkadia czeka na Jaśkowiaka

Arkadia czeka na Jaśkowiaka

  • (xx), Jarosław Urbański
  • środa, 15 grudzień 2010
W dzisiejszym Głosie Wielkopolskim ukazał się artykuł na temat losów My-Poznaniaków po wyborach samorządowych.  Stowarzyszenie otrzymało blisko 10 proc. głosów, ale nie zdołało wywalczyć żadnego mandatu w radzie miasta. Lech Mergler w artykule zapowiada dalszą mobilizację i wskazuje możliwe kierunki działań. Dziennikarza zainteresowało jednak co na ten temat myśli ex-kandydat na prezydenta My-Poznaniaków – Jacek Jaśkowiak. Ten, na pytanie czy nadal będzie angażował się w działalność Stowarzyszenia, odpowiada: „Jeśli zwycięży koncepcja My-Poznaniaków jako ruchu, który podejmuje pozytywne inicjatywy, rozszerza struktury i bazuje na klasie średniej, to chciałbym w tym uczestniczyć. Nie może to być jednak taka opozycja poza Radą Miasta, skupiona jedynie na krytyce poczynań władzy, idąca ramię w ramię z anarchistami”. 

Ze środowiskiem tworzącym My-Poznaniaków poznańscy anarchiści są związani od pięciu przynajmniej lat. Wspólnie protestowaliśmy przeciwko polu golfowemu w Krzyżownikach, hałasowi z poznańskiego toru wyścigowego, bazie F-16, sprzedaży zajezdni na Gajowej, miejscowemu planowi zagospodarowania dla Sołacza i w wielu innych przypadkach.  Część naszych działań przyniosło konkretne efekty, część nie, ale główną zasługą tego sojuszu była odbudowa oddolnego ruchu nacisku na urząd miasta w imię zasady, że o Poznaniu nie może decydować wyalienowana elita władzy. Miasto należy do wszystkich jego mieszkańców. Pomijając fakt, że Jacek Jaśkowiak, którego jakoś wcześniej na pikietach, demonstracjach i wiecach nie widzieliśmy, próbuje wbić klin między anarchistów a działaczy My-Poznaniaków, to w wypowiedzi dla cytowanego dziennika posłużył się wyświechtaną retoryką dzisiejszych elit, postulując oparcie ruchu na „klasie średniej”. To byłby dla Stowarzyszenia krok do tyłu. W polskich warunkach oznacza to rywalizację o przychylność wierzchołka góry lodowej. No może przesadziliśmy - o przychylność 1/5 część mieszkańców, o którą walczą w zasadzie wszystkie partie polityczne, począwszy od broniącego interesów hierarchów Kościoła katolickiego PiSu, przez PO i SLD, do ugrupowania tworzonego przez towarzyskie koterie pod wezwaniem Ryszarda Grobelnego. Teraz miałaby do tego grona dołączyć partia miejska My-Poznaniacy?

Jako anarchiści nigdy się nie narzucaliśmy ze swoją pomocą. Bywało, że przedstawiciele owej kokietowanej przez Jaśkowiaka „klasy średniej”, dzwonili do nas prosząc o wsparcie, bo, za przyzwoleniem i przy poparciu władz miasta, do ich „ogródków” brutalnie zaczęły wkraczać interesy Wechtów, Kulczyków czy Voelkelów. Lamentowali nad utraconą wartością swoich nieruchomości i zaprzepaszczonym status quo. Nie odmawialiśmy, choć nie pozwalaliśmy siebie traktować w myśl zasady: „murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść”. Oczekiwaliśmy lojalności. Minimum lojalności i to nie wobec Federacji Anarchistycznej, ale wobec klas społecznych z którymi społecznie, historycznie i politycznie czujemy się związani – ze zwykłymi pracownikami, mieszkańcami przeludnionych kwartałów miasta, cuchnących suteryn i blokowisk, z eksmitowanymi, bezrobotnymi, bezdomnymi, z faktycznie pozostałymi 80 procentami tych, których pan Jacek Jaśkowiak reprezentować nie zamierza. 

Cytowana wypowiedź ex-kandydata na prezydenta wyjaśnia dlaczego nie mogliśmy formalnie i frontalnie poprzeć My-Poznaniaków w tych wyborach samorządowych. Bynajmniej nie z powodów doktrynalnych. Po pierwsze dlatego, bo na prezydenta wystawili kogoś takiego jak Jacek Jaśkowiak. Po drugie, bo zaczęli niebezpiecznie dać się uwieść tej grze o przychylność jedynie mieszczańskiego, inteligenckiego elektoratu, który w koncepcji Jaśkowiaka wraca jako „klasa średnia”. Miało to przynieść wyborczy sukces. Jaśkowiak miał być kołem zamachowym, przysparzającym całemu ugrupowaniu głosów. Stało się inaczej. To My-Poznaniacy, ich wcześniejsza aktywność i poświęcenie, zdolności do kolektywnego działania, były główną siłą wyborczej mobilizacji. Wygląda raczej na to, iż to Stowarzyszenie, które otrzymało większe poparcie niż jego ex-kandydat na prezydenta,  wywindowało Jaśkowiaka do góry i pozwoliło mu zakończyć tę rywalizację z twarzą. Bez niego skończyłby z jednoprocentowym poparciem.  W każdym razie Jaśkowiak na pewno nie był kimś takim dla My-Poznaniaków, kim był Grobelny dla swojego ugrupowania.

Nasuwa się też pytanie czym pozycja Jaśkowiaka różni się od prezentowanej przez nowego/starego prezydenta? Pomimo, że jako kandydat My-Poznaniacy deklarował swoje oddanie „klasie średniej”, zdecydowanie nie można go do tej grupy zaliczyć. Jest on reprezentantem najbogatszej części tego społeczeństwa, a jej działania niejednokrotnie uderzają w interesy grupy, którą niby reprezentuje. Aktywność My-Poznaniaków wielokrotnie wykazała, iż jeżeli chodzi o własny zysk, to środowiska biznesowe, do których należy ich były kandydat na prezydenta, nie liczą się z innymi, również z „klasą średnią”. Od burżuazyjnych środowisk związanych z Grobelnym, Jaśkowiaka różni jedynie to, iż swoje interesy prowadzi poza Poznaniem, wobec czego jest on względnie niezależny od tutejszych układów – co nie znaczy, że nie jest uwikłany w podobne, lecz gdzie indziej. Kosmetyczne różnice występujące pomiędzy przedwyborczymi rywalami, polegające m.in. na tym, iż jeden czasami jeździ rowerem, a drugi zawsze samochodem, nie odróżniają jednak ich od siebie pod względem usytuowania społecznego. W wyniku braku różnic pod względem odniesienia społecznego oboje przyjmują zbliżoną perspektywę polityczną. W konsekwencji My-Poznaniacy oddalają się od swoich dotychczasowych pozycji, a tym bardziej od wielokrotnie deklarowanej apolityczności. 

W przeciągu ostatnich miesięcy widać, iż Jaśkowiak w swojej działalności „społecznej” realizuje standardy rynkowe. Na zasadach przejmowania jednej firmy przez drugą, próbuje zawłaszczyć Stowarzyszenie. Problem w tym, że pomimo posiadanego kapitału finansowego, nie stoi za nim żadne zaangażowanie społeczne, a dotychczasowe działania My-Poznaniaków świadczą o tym, że nie zamierzają działać oni jak firma. W tej sytuacji nasuwają się kolejne pytania: czy wyborczy sojusz My-Poznaniaków ze środowiskami biznesowymi był tymczasowy czy też staje się standardem? Czy środowisko My-Poznaniacy na długo pozostanie w uścisku Jaśkowiaka? Czy Poznań jest w stanie wyrwać się z objęć burżuazji?            

Fakt krytycznego nastawienia anarchistów i Rozbratu do startu w wyborach My-Poznaniaków, nie spowodował w trakcie ich trwania zerwania kontaktów. Spotykaliśmy się nadal, wyjaśniając swoje stanowiska, wątpliwości. Doszło, przed pierwszą turą wyborów, nawet do rozmowy Jacka Jaśkowiaka z przedstawicielami Federacji Anarchistycznej, na którym stwierdził, iż wierzy w to, że My-Poznaniacy zdobędą kilka dobrych mandatów, a prezydentem zostanie ktoś inny niż Ryszard Grobelny (przytomnie mając na myśli raczej Grzegorza Ganowicza niż siebie). Zadeklarował, że jeżeli stanie się inaczej, a zwłaszcza jeżeli miastem będzie rządzić dalej Grobelny, to on „wyemigruje” do Szklarskiej Poręby, swego rodzaju liberalnej Arkadii Jacka Jaśkowiaka. Trzymamy Pana za słowo! Czy też wzorem istniejącej tradycji politycznej, przedwyborczych deklaracji nie traktuje Pan poważnie i nie zamierza ich dochować?

Ludzie czytają....

Stop pato-deweloperce! Odwołać wiceprezydenta Gussa

20-03-2024 / Poznań

Poznańskie wydanie Gazety Wyborczej, piórem Piotra Żytnickiego, ujawniło coś, co wiemy od lat – poznański ratusz nie tylko ulega lobbingowi...

Pracować i (nie) przeżyć

06-03-2024 / Książki

Na początku lutego w ramach cyklu 30 książek na 30 lecie Rozbratu przypomniana została książka Barbary Ehrenreich „Za grosze. Pracować...

Miasto ucieka od odpowiedzi.

29-03-2024 / Poznań

Czwartkowy happening zorganizowany przez Kolektyw Rozbrat i Zieloną Falę wraz z działaczami lokatorskimi będący reakcją na brak ustosunkowania się Urzędu...

Wygrana apelacja. Amazon przegrywa

05-04-2024 / Poznań

5 kwietnia Sąd Okręgowy w Poznaniu oddalił apelacje Amazon w sprawie zwolnionej Magdy Marii Malinowskiej z naszego związku. Sąd pierwszej...