Sztab wykorzystał symboliczny kapitał – legitymizującą poczynania inicjatorów listę nazwisk sygnatariuszy – po to tylko, by go błyskawicznie zdyskontować, podejmując – bez jakiejkolwiek wewnętrznej dyskusji, zakulisowo – starania o zdobycie miejskiej subwencji. Nikt nie uznał za stosowne zasięgnąć opinii grupy, w imieniu której podjęto owe działania (o czynionych staraniach nie zostaliśmy powiadomieni nawet na nieoficjalnym, roboczym spotkaniu z Marcinem Maćkiewiczem oraz kilkoma przedstawicielami inicjatorów, 21 grudnia w Meskalu, a już wówczas musiano złożyć wniosek, względnie planować jego złożenie). Następnie, dopiero post factum, zainteresowani zostali poinformowani o tym budzącym wiele uzasadnionych wątpliwości posunięciu na styczniowym walnym zebraniu Sztabu w klubie Meskalina (11.01.2011), które było parodią otwartej, demokratycznej debaty. Dyskusja – zadawanie pytań i zgłaszanie uwag - w ogóle nie została przewidziana. Grupa inicjatywna potrzebowała tylko wyrażenia poparcia członków Sztabu, jako mandatu do prowadzenia dalszych rozmów z władzami miasta, które Adam Ziajski spodziewał się uzyskać w drodze aklamacji. Wymogliśmy więc przeprowadzenie szybkiego, nieplanowanego głosowania nad uchwałą o wstrzymanie starań o dofinansowanie ze strony samorządu, którego następstwem był chaotyczny sposób liczenia głosów, bez protokołowania wyników. Głosowanie niestety przegraliśmy.
Idea zrewolucjonizowania polityki kulturalnej w Poznaniu została, przy aktywnym udziale inicjatorów Sztabu, dopraszających się o dotację miejską, skutecznie spacyfikowana, zanim jeszcze Sztab podjął jakiekolwiek działania. Czy nie można pozyskać skromnych środków, potrzebnych na organizację kongresu kultury, z innych niż miejskie źródeł? Czy kongres nie może być niezależnym głosem twórców, animatorów kultury, organizacji pozarządowych, środowiska akademickiego oraz wszystkich potencjalnie zainteresowanych?
Sztab Antykryzysowy staje się, na naszych oczach, kolejną przybudówką rady miasta i prezydenta, która daje urzędnikom wygodne alibi dla dalszej inercji, a inicjatorom oraz grupie organizacyjnej pozwala żywić nadzieję na czerpanie profitów w nieodległej przyszłości. Zastanawiamy się, w jaki sposób Sztab zamierza rozdysponować ów mocno astronomiczny, jak na polskie warunki, przyobiecany budżet (zakładając, że w ogóle zdoła go pozyskać). W rozesłanym newsletterze – sprawozdaniu z walnego zebrania, czytamy ogólnikowe sformułowanie: „Szacunkowe koszty obejmują wielomiesięczny proces przygotowywania Kongresu w tym – koszty ekspertów, koszty, ekspertyz prawnych, koszty realizacji badań, koszty przygotowania raportów, wszelkie koszty organizacyjne oraz koszty związane z realizacją Kongresu - koszty merytoryczne i organizacyjne.” Koszty kongresu skrupulatnie wyliczono, tylko nikt nie pomyślał o jego merytorycznym profilu. Gołym okiem widać, że to „nadęty balon” i kompletna fikcja. Jakich „ekspertów” chce powołać Sztab? I najważniejsze – czy grupa organizacyjna zamierza przyznać sobie wzajemnie honoraria?
Nadal niewiele wiadomo o kongresie kultury poza tym, że ma kosztować blisko pół miliona złotych i pieniądze te mają „przepłynąć” przez Estradę Poznańską, której dyrektor – przypomnijmy – był jednym z sygnatariuszy dyrektorskiej lojalki popierającej zachowanie wiceprezydenta Sławomira Hinca wobec Teatru Ósmego Dnia, będącej wyrazem skrajnego serwilizmu (nota bene inny dyrektor, szef CK Zamek, również podpisany pod rzeczoną lojalką, jest członkiem Sztabu Antykryzysowego).
Zaniechanie przez Sztab wyrażenia niezadowolenia wobec ponownej nominacji wiceprezydenta Sławomira Hinca jest znamienne. Przypomina transakcję wiązaną: nie krytykujemy otwarcie, jasno i dobitnie, tej budzącej wiele kontrowersji nominacji, licząc w zamian na hojność miasta przy organizacji kongresu kultury – który, powiedzmy to sobie, w tych okolicznościach może być jedynie pozorną próbą uzdrowienia sytuacji. Taka właśnie jest, naszym zdaniem, niewyartykułowana cena proponowanego kompromisu. Sztab powstrzymuje się od otwartej krytyki polityki prezydenta oraz wiceprezydenta, choć teoretycznie w każdej chwili mógłby to uczynić, w zamian za co spodziewa się pomocy Ryszarda Grobelnego w uruchomieniu środków finansowych z miejskiej kasy (nie wykluczył on bowiem zgłoszenia autopoprawki do budżetu – jak donoszą inicjatorzy). Sztab przeszedł tym samym z pozycji niezależnego krytyka na pozycję kolejnego pokornego petenta. Sytuację można skwitować powiedzeniem: złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma. Należałoby zapytać – po co w tej sytuacji w ogóle kongres kultury? I czym ów kongres ma być – kolejnym miejskim „eventem”, dworskim quasi festiwalem pod patronatem Grobelnego i Hinca, którzy wespół z inicjatorami oraz organizatorami dokonają uroczystego otwarcia obrad w Scenie na Piętrze, by na zakończenie zgodnie odtrąbić wspólny sukces?
Dzień po walnym zebraniu, 12 styczna, inicjatorzy spotkali się z prezydentem Ryszardem Grobelnym. Na tym spotkaniu obecny był również, jak się okazało, wiceprezydent Sławomir Hinc. W rozesłanym przez sztab sprawozdaniu czytamy: „Spotkanie to było zaplanowane jako rozmowa Prezydenta Grobelnego z przedstawicielami Sztabu. Jednak pół godziny przed jego rozpoczęciem dostaliśmy informację, że obecny będzie także Sławomir Hinc. Postanowiliśmy mimo wszystko nie bojkotować zaproszenia Ryszarda Grobelnego, lecz zignorować obecność Sławomira Hinca. I rzeczywiście, pan Sławomir Hinc przysłuchiwał się spotkaniu milcząc (zabrał głos tylko raz, właściwie powtarzając wcześniejsze zdanie Prezydenta, że kierunek zmian może nie spodobać się wszystkim przedstawicielom Poznańskiej kultury, także członom sztabu którzy będą musieli spełniać nowe standardy.)” Doprawdy trudno o bardziej karkołomną ekwilibrystykę i pokrętne tłumaczenia. Ciekawi nas, w jaki sposób podczas spotkania z Ryszardem Groblenym inicjatorzy ignorowali obecność wiceprezydenta – nie podając mu ręki, udając, że go nie ma bądź jest przeźroczysty, gwiżdżąc gdy mówił, czy też ostentacyjnie i wymownie nie patrząc w jego stronę? W sprawie polityki Ryszarda Grobelnego oraz powołanego przez niego ponownie Sławomira Hinca, który zjawił się na spotkaniu, grupa inicjatywna Sztabu – „nie bojkotując zaproszenia”, ale, rzekomo, „ignorując obecność Hinca” – staje w rozkroku, opowiadając się najwyraźniej „za, a nawet przeciw” owej, budzącej powszechne kontrowersje nominacji. Przydałaby się chyba bardziej przejrzysta i wyrazista postawa.
Rozesłane przez Sztab materiały, m.in. „Poznański Kongres Kultury. Model Organizacyjny” (który, jak to się zwykło mówić, „robi wrażenie” – ale, niestety, tylko w pierwszym momencie, zaraz po otwarciu pliku), dosłownie ociekają pseudo-marketingową, korporacyjną nowomową. Nad charakterem owej nudnej i jałowej, urzędniczo-menadżerskiej prezentacji – produkcji godnej prowincjonalnego kaowca, nie warto się pastwić. Można, parafrazując hasło Rozbratu, powiedzieć: kultura to nie firma! Grupy Robocze zaś (np. „uspołecznienie zarządzania kulturą – procedury konsultacyjne”, „nowoczesna instytucja kultury oraz współpraca międzysektorowa” czy „kultura jako element promocji miasta oraz promocja kultury” ) cechują się takim poziomem ogólności – że właściwie nic z tego nie wynika. Tymczasem sformułowane przez nas konkretne postulaty – m.in. właśnie konieczność zajęcia wyraźnego stanowiska przez Sztab Antykryzysowy w sprawie ponownej nominacji wiceprezydenta Hinca, dalej potrzeba wypracowania demokratycznych procedur głosowania wewnątrz Sztabu, kwestia zmian systemowych dotyczących nominacji na stanowiska dyrektorskie (tylko w drodze otwartych, przejrzystych procedur konkursowych), domaganie się kadencyjności w instytucjach kulturalnych, ograniczenie wpływów ZPAP na rzecz artystów niezrzeszonych, kwestia opracowania i przygotowania poważnej propozycji miasta w zakresie dystrybucji tanich pracowni twórczych, następnie sprawa uniezależnienia miejskich dotacji na kulturę od programów tzw. „rewitalizacji/gentryfikacji” zdegradowanych dzielnic oraz wreszcie postulat wypracowania stanowiska domagającego się zmiany polityki miasta wobec Skłotu Rozbrat i kultury niezależnej – nie zostały w ogóle podjęte (ani nie poruszono ich na walnym zebraniu, ani też nie znalazły odzwierciedlenia w zaproponowanych grupach roboczych).
Wszelkie nadzieje wiązane z powstaniem Sztabu zostały, naszym zdaniem, poprzez uwikłanie inicjatorów w dotychczasową, skompromitowaną politykę miasta – definitywnie zaprzepaszczone, sprzedane, co musi w konsekwencji podważyć poparcie mieszkańców dla owego przedsięwzięcia. Inicjatorzy zawiedli, trwoniąc symboliczny kapitał oraz nadużywając kredytu zaufania, udzielonego im w dobrej wierze przez wielu chcących coś wreszcie zmienić artystów i ludzi kultury, którzy – przyłączając się do listy - uwiarygodnili wątpliwe poczynania. Szansa została po prostu zmarnowana. Aktualna działalność Sztabu sprzyja w gruncie rzeczy tym, którzy doprowadzili do kryzysu, konserwując „gładką kulturę zblatowanych poznańskich elit” – o której specyfice trafnie i dobitnie pisał, na łamach „Gazety Wyborczej”, Tomasz Polak. Właśnie tego rodzaju relacje oraz sposób rozmowy środowiska artystycznego z urzędnikami doprowadziły do kryzysu – sytuacji, którą obecnie obserwujemy. Przygotowanie kongresu kultury może się okazać jedynie intratną fuchą dla grupy organizatorów oraz grona powołanych, kosztownych „ekspertów”.
Trzeba było sobie powiedzieć od razu, na początku, że Sztab Antykryzysowy Na Rzecz Poznańskiej Kultury to po prostu nowa agenda Miasta.
„Komunikat w sprawie Sztabu Antykryzysowego na Rzecz Poznańskiej Kultury” (Piotr Bernatowicz, Mikołaj Iwański), Mandżur TV