Literaci do piór! Bieda do kontenera! W tych dwóch zdaniach można by, na dobrą sprawę, zawrzeć komunikat, jaki wyłania się z protekcjonalnej odpowiedzi prezydenta Ryszarda Grobelnego na apel środowiska kultury w sprawie polityki mieszkaniowej , w której pojawia się odniesienie do „Hamleta” oraz cytat z Herberta. Swoją drogą trudno uwierzyć, że miasto, którego prezydent w urzędowym piśmie sięga do Szekspira i Herberta, odpadło w eliminacjach do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Zostawmy jednak obszar kultury, wracając do sprawy „socjalnego osiedla kontenerowego” czyli getta biedy przy ul. Średzkiej.
Osoby zagrożone eksmisją do kontenerów „odmawiają – jak napisał Ryszard Grobelny – jakichkolwiek form pomocy społecznej i niszczą życie swoim sąsiadom”, którzy „ze łzami w oczach błagają – bo oni już nie proszą – by pozwolić im normalnie żyć, bez lęku, bez ryzyka pobicia, bez dewastacji klatki schodowej czy mieszkania”. Ten sugestywny i zarazem przerysowany podział na dobrych i złych lokatorów jest szkodliwy społecznie. Służy on konfliktowaniu mieszkańców Poznania oraz legitymizacji osiedla kontenerowego. W podobnych zabiegach wyspecjalizowała się także machina miejskiego PR. Konsekwentne używanie stereotypów oraz posługiwanie się retoryką piętnującą ubóstwo, manipulacjami językowymi oraz wizualnymi (kuriozalna billboardowa akcja sprzed kilku lat „Stop żebractwu w Poznaniu”) okazuje się niezwykle skuteczne i prowadzi do dehumanizacji najsłabszej ekonomicznie części obywateli. Wielu poznaniaków ulega przekazowi propagandy Urzędu Miasta i przyklaskuje decyzji o eksmisjach do kontenerów, co widać po wpisach na forach internetowych. Tyle, że funkcjonujący w urzędniczym slangu, lansowany przez Jarosława Pucka eufemizm „trudni lokatorzy” forumowicze zastępują epitetem „menele” bądź używają bardziej dosadnych określeń.
„Problem kontenerów – czytamy w prezydenckim liście – dotyczy potencjalnie 20 osób”. Zdanie to wywołuje serię pytań. Czy oznacza ono, że urzędnicy spisali już te osoby na straty? Czy przyzwolenie społeczne na zesłanie ich do kontenerów nie spowoduje, w konsekwencji, postawienia kolejnych osiedli kontenerowych i eksmisji do nich osób czekających na przydział lokalu socjalnego od miasta? Czy osiedle kontenerowe nie stanie się szybko nowym standardem lokali socjalnych? Na podstawie jakich przepisów oraz kryteriów – skoro ZKZL nie posiada kompetencji sądowniczych – urzędnicy chcą decydować, komu powinna zostać wymierzona kara w postaci eksmisji do kontenera? Kto i przez kogo został upoważniony do sporządzenia listy nieszczęśników? Jakie będą koszty społeczne wykluczenia i napiętnowania skazanych na życie w getcie biedy rodzin? Czy tylko biedni się awanturują i zakłócają spokój? Czy istnieją również zasobni „trudni lokatorzy” i czy oni także – jeśli zastraszają sąsiadów – będą zsyłani do kontenerów albo w inny sposób dyscyplinowani przez Ryszarda Grobelnego i Jarosława Pucka? Czy kategoria „trudny lokator” opisuje także lokatorów z tytułem sądowym do lokali socjalnych, w tym lokatorów kamienic komunalnych przejętych przez prywatnych właścicieli, którym miasto jest zobowiązane wypłacać wysokie odszkodowania tytułem ponoszonych strat? Czy ich liczba od kilku lat drastycznie nie wzrasta? Być może „trudnym lokatorem” jest po prostu lokator trudny dla budżetu miasta? Na te pytania, wielokrotnie stawiane, nikt dotąd nie odpowiedział.
Zaangażowanie różnych środowisk na rzecz zmiany kierunku polityki mieszkaniowej Poznania jest notorycznie zbywane bądź ignorowane. Nie przeprowadzono konsultacji społecznych, odrzucono inicjatywę Okrągłego Stołu ds. Problemów Społecznych Mieszkalnictwa w Poznaniu, nie odniesiono się do opinii prawnych opracowanych na zlecenie OZZ Inicjatywa Pracownicza oraz Amnesty International Poznań. Władzę w mieście know how sprawuje się w sposób archaiczny; ani prezydent ani urzędnicy nie czują się zobowiązani do dialogu ze stroną społeczną. Wyrazem tej postawy jest także odpowiedź prezydenta na apel środowiska kultury: „Mam wrażenie – i jest to smutna konstatacja – że tak jak Hamlet żyjecie Państwo w świecie doświadczeń pośrednich, zupełnie odległym od codziennej rzeczywistości; w świecie, który obserwujecie przez ekran szklanego monitora czy artykuł w gazecie”. Przekonanie, że środowisko kultury jest oderwane od rzeczywistości jawi się jako ciągle pokutujący, nieśmiertelny fantazmat. Nie będę dociekał, w jakim świecie żyje prezydent i skąd czerpie wiedzę o „codziennej rzeczywistości”, nierównościach społecznych oraz problemach wykluczenia.