Piszę ponownie, bo zainteresowanie ruchem zapatystowskim w Polsce kojarzy mi się mocno z falami oceanu, który musieli przemierzyć. Najpierw była fala wznosząca, wraz z wybuchem powstania, czy działaniami wojsk w rejonie. Później stopniowo zainteresowanie zawsze opadało, fale podnosiła się dopiero, gdy pojawiały się jakieś odezwy, komunikaty, marsze zapatystów, sygnały o ich stałej działalności w Chiapas i wpływie, jaki wywierali w całym regionie. W jakimś stopniu udało mi się prześledzić falowość tego zainteresowania, kiedy przygotowywałem dla naszych gości prezentację o działaniach ruchu wolnościowego na rzecz zapatystów w Polsce. Nie chcąc tu jej powtarzać mogę nadmienić, że udało się w kraju organizować szczególnie pod koniec lat 90’ imprezy i koncerty benefitowe, często w połączeniu z wykładami mającymi przybliżyć ideę zapatystów. Na pewno duże znaczenie miało powstanie, prowadzonej głównie przez łódzkich anarchistów strony ezln.prv.pl (dziś dostępnej tylko w archiwach Internetu jeśli ktoś chciałby zapoznać się z treściami), czy broszura autorstwa Natali Krajewskiej „Osiem miesięcy w południowym Meksyku czyli Oaxaca od środka”. W prasie anarchistycznej również ukazywały się teksty przybliżające nie tylko historię i walkę zapatystów, ale także starające się naświetlić historię ruchu rewolucyjnego w Meksyku. Pisma takie jak nieistniejący już A-tak, Kurier Anarchistyczny, czy nadal ukazujący się Inny Świat, dość regularnie wypełniały luki informacyjne. Stopniowo oczywiście rolę głównego źródła informacji przejął Internet. Symptomatyczne, że nawet w sieci zainteresowanie zapatystami najczęściej przejawiało się falowo, kiedy pojawił się jakiś nowy komunikat, kiedy zaostrzała się sytuacja społeczno-polityczna w Meksyku także w innych regionach – choćby wraz z wybuchem protestów w Oaxaca. Oczywiście pamiętano o walce rewolucjonistów i wspieraniu ich choćby poprzez zakupy kawy benefitowej, która stała się dzięki działaniom środowiska anarchistycznego bardziej dostępnym towarem. Bardzo rzetelnym kompendium wiedzy i informacji na pewno stała się również książka „INNY MEKSYK: INNE SNY. Opowieści zapatystów” – wydana przez Wydawnictwo Bractwa Trojka. To, czego zawsze jednak brakowało to regularnego utrzymywania kontaktu, stałego zainteresowania, często wynikającego oczywiście nie tylko z odległości geograficznej, ale też barier językowych.
Najwyraźniej zapatyści kolejny raz szybko nauczyli się, że aby podtrzymać więzy solidarności, które pozwalają im utrzymać swoją autonomię w rejonie Chiapas, kolejny raz muszą wyruszyć w podróż, wyjść z dżungli czy zejść z gór, aby zająć ziemię, która zdaje się o nich zapominać. Tak samo jak zrobili to w 1994 roku. Muszę przyznać, że ta ich wizyta uruchomiła jakieś nostalgiczne struny. Naglę nabrały znaczenia te wspomnienia, o tym jak wspólnie przygotowywało się plakat na koncert i benefitową potańcówkę na rzecz zapatystów. Tak nie każdy miał wówczas komputer, nie łatwo było znaleźć dobrej jakości zdjęcie czy grafikę, wszelkie te przygotowania powróciły. A najważniejsze, że z osobami, które w nich uczestniczyły nadal nie urwał się kontakt, część z nich nawet, jeśli założyły rodziny, zmieniły miejsce zamieszkania, starają się wspierać ruch wolnościowy na miarę swoich możliwości. Obecność w środowisku anarchistycznym osób, które pamiętają początek zrywu zapatystów i to, jaki ich walka wywierała wpływ na nas oddalonych od tego miejsca zwanego Chiapas, nabrało dodatkowego znaczenia, szczególnie po tym, co można było usłyszeć na samym spotkaniu.
W zasadzie na spotkaniu przedstawiciele zapatystów chcieli omówić konkretne punkty swoich działań, poczynając od genezy swojego ruchu, kim są i dlaczego, poprzez to jak przygotowywali się w podziemiu do swojego powstania i budowali ruch oporu, do gmin autonomicznych i rad dobrego rządu, czyli ich aktualnej struktury i formy zarządzania, a kończąc na obecnym oporze i trosce – formie podsumowania dla całego wystąpienia.
I oczywiście w tym momencie was zawiodę, bo nie odtworzę z pamięci całego spotkania, z uwagi na bezpieczeństwo na prośbę naszych gości żadne z ich wystąpień nie było nagrywane. Podzielę się jednak wrażeniami, tym, co przykuło uwagę i co siłą rzeczy jest jedynie subiektywnym odczuciem.
Nawet, jeśli geneza ruchu i początek powstania są tematami dość dobrze znanymi i opisanymi – i dla zainteresowanych osób nie będzie ciężko dotrzeć do publikacji rzetelnie omawiających temat, to często słowa nabierają prawdziwego znaczenia, kiedy są wypowiadane przez tych którzy dotychczas byli pozbawieni głosu. W historii rdzennych mieszkańców to mówienie własnym głosem ma naprawdę duże znaczenie, bo przecież tak często to ich głos był niesłyszany, zagłuszany lub ignorowany.
Wydawało się, że jesteśmy gotowi słuchać szczególnie, że było, komu – największa sala na Rozbracie, mimo ustawienia dodatkowych trybun i wyciągnięcia absolutnie wszystkich krzeseł całkowicie się zapełniła i część spóźnionych osób musiał stać. Jednak sama możliwość słuchania, nie zawsze oznacza gotowość na słuchanie. Faktycznie całe spotkanie trwało - z w zasadzie jedną 15 minutową przerwą - od godziny 18:00, a zakończyło się chwilę po 23:00. Jak łatwo się domyśleć nie cała publiczność dotrwała do końca. Jednak dla naszych gości ważne było jak sami to określaliby mówić do ludzi, którzy są aktywistkami/ami, którzy chcą budować ruch, no i ostatecznie do ludzi, którzy chcą słuchać.
Zapatyzm daje realną lekcję demokracji bezpośredniej i uczestniczącej. To na tym spotkaniu naprawdę wybrzmiało, cała struktura rad, delegatów, dążenie do budowania dobrego rządu, który będzie zaprzeczeniem polityki złego rządu – czyli tego oficjalnego, narzucającego swoje jarzmo. Osoby, które choć raz uczestniczyły w jakimś spotkaniu organizacyjnym, gdzie równe i równi uczestnicy starają się na zasadach konsensusu dokonać wspólnych ustaleń, wiedzą, że taka forma samorządności bywa żmudna i trudna. A jednak na pytania jak długo trwają ich obrady i rozmowy, pada proste i jasne „Tak długo jak trzeba”. Jeśli problem zaczyna budzić niezdrowe emocje, jeśli widać zmęczenie – to jak to określono zawsze można pośpiewać, żeby zabić nudę – czy „przespać się z problemem” i wrócić do rozmów kolejnego dnia. W tworzonych radach, w rolach delegatów, kluczowe jest bycie reprezentantem swoich społeczności, zwracanie uwagi na dobro wspólne, a nie na indywidualne ambicje, polityczne gierki czy narzucenie własnego zdania. Funkcje muszą być przechodnie, a wydelegowane osoby muszą wiedzieć, że odpowiadają przed społecznością, którą reprezentują. Taka forma samorządności jest od początki do końca zaprzeczeniem oficjalnej polityki, polityki złego rządu, jest czynną formą stawiania oporu. Gdy zaczynamy ją rozumieć z łatwością zobaczymy jak bardzo odróżnia się ona nawet od tego, czym dziś żyje współczesny kontestujący aktywizm. Bo na ile w tym zindywidualizowanym aktywizmie jest miejsce dla dobra wspólnego, współdziałania i budowania ruchu. Czy o problemach i zgrzytach rozmawia się „tak długo jak trzeba” czy raczej ucina dyskusję, zamyka ją oświadczeniem, tworzeniem jak przez pączkowanie kolejnych bytów, kolektywów, grup i inicjatyw – z których część wydaje się być nastawiona na ciągłe generowanie konfliktu lub recenzowanie działań innych. Czy w dobie influencerek/cerów aktywistek/wistów, jest miejsce na schowanie własnego ego do kieszeni, podjęcia działań wspólnie, bez powtarzania próśb o udostępnienie dla zasięgu, wciśnięcia łapki w górę, subskrybowania, linkowania i wsparcia patronite? Jak możemy odnaleźć się w świecie zapatystów, którzy mówią by uczyć się od siebie nawzajem, by w podejmowaniu decyzji brać pod uwagę konsekwencję jakie spadną na całość, a nie jedynie ulegać pokusie „naciśnięcia na spust”, podjęcia szybkich działań bez względu na okoliczności, skuteczność, szeroko rozumiane koszty. Rewolucja jak to określają musi mieć chłodną głowę. Bardzo to odległe od szumnych i głośnych rewolucyjnych deklaracji i manifestów, którymi przesiąknięty jest aktywistyczny Internet.
Kwintesencją tych znaczących różnic było pytanie z sali, które padło po jakiejś pierwszej godzinie spotkania „Czego się możemy od was nauczyć towarzysze” i które uczyniłem też tytułem tego tekstu. Podsumowuje ono naszą obecną cywilizację tak bardzo nastawioną na otrzymywanie natychmiastowej gratyfikacji. Na odpowiedź nie można przecież czekać przez kilka godzin jakiegoś spotkania. Gotowi jesteśmy na wiele, ale trudno nam zrozumieć, że zmiana wymaga nauki i cierpliwego budowania. Słuchania tych, którzy dotąd nie byli wysłuchani, a nie jedynie słuchania własnego głosu. Problemy które stawia przed nami nasz zły rząd, nigdy nie zostaną rozwiązane bo nie chcemy tworzyć żadnej własnej alternatywnej struktury i trwałego ruchu, który będzie mógł powiedzieć, że od 27 lat także dzięki międzynarodowej solidarności prowadzi swoją nieustającą walkę. I to kolejna lekcja, fakt, że ta walka nie ma swojego końca. Zły rząd cały czas stara się korumpować społeczność, mamić obietnicami, łamać solidarność. Z tymi, którzy ulegają nie można od tak fizycznie walczyć, bo, dla zapatystów to są bracia i siostry. Kiedy ruch zyskuje na sile, wszyscy są zapatystami i są z zapatystami, kiedy spadają represje, wielu pamięta czas kiedy trzeba wycofać się w niedostępne rejony i doskonale zdaje sobie sprawę z konformizmu wspólnot które jeszcze wczoraj określały się jako zapatystowskie. Nie można jednak dać za wygraną konieczny jest ciągły opór, bo żyje się wśród braci i sióstr i nie wolno pozwolić na to, by ruch traktował społeczność, w której wyrósł jak wrogów. Zły rząd tylko czeka na błędy w działaniach zapatystów, przygotowuje różne prowokacje i zmusza do stałej gotowości. A jednak zapatyzm nie zmienia się w swoją karykaturę, nie ulega paranoi tropienia szpiegów, nie zamyka się, jest nadal gotowy do dzielenia się własnymi doświadczeniami, gotowy na spotkania i rozmowy. Nawet, jeśli władzy udaje się przejąć, odzyskane przez zapatystów terytoria, to oni nadal wiedzą, że kwintesencja ich ruchu jest w nich samych, czasowe zajęcie przez władze jakiejś ziemi czy wioski, nie może złamać ich ducha i woli walki
Podsumowaniem tego spotkania z zapatystami, było to, że osobiście było ono dla mnie właśnie kolejnym. Dzięki istniejącemu od 27 lat skłotowi Rozbrat i ruchowi, który wokół siebie stworzył, mogłem ponownie poznać zapatystów. Kiedyś to poznawanie polegało na słuchaniu wykładów, przygotowanych w czasach gdzie dostęp do źródeł i informacji nie polegał na kliknięciu na link w telefonie. Na wspólnym przygotowywaniu wydarzeń mających być formą benefitu i wsparcia dla odległego ruchu zapatystów. Na czytaniu pierwszych przetłumaczonych tekstów, poznawaniu historii i społeczno-politycznego tła w Meksyku, chłonięciu słów pisanych czasem naprawdę małą czcionką. I cieszy mnie to, że po tych kolejnych spotkaniach widać, że jednak przynajmniej w jakimś stopniu się od siebie uczymy. Doceniam to, że nadal w ruchu wolnościowym są osoby, które te pierwsze spotkania z zapatystami pamiętają zapewne nawet lepiej, ci, którzy mają większą wiedzą i informacje, którymi chcą się dzielić. Mam nadzieję, że ta seria spotkań i cała wyprawa zapatystów, ponownie uniesie falę zainteresowania ich walką i ciągłym budowaniem oporu.