W sieci
niedziela, 19 czerwiec 2011 Przemysław Wielgosz Znalezione w sieci

Niedojrzali nauczyciele

Podczas ostatniej europejskiej podróży prezydenta Obamy i będących jej kulminacją obrad G8 we francuskim Deauville, mieliśmy okazję zaobserwować coś w rodzaju symptomu zbiorowego wyparcia. Przywódcy mocarstw mówili dużo i nie na temat. Tak, jakby chcieli zagadać fakt, że nie mają sobie nic do powiedzenia w najistotniejszej kwestii trwającego już czwarty rok kryzysu. Radzono zatem m.in. jak pomóc arabskim rewolucjom. A przecież po ingerencji w Libii nikt w świecie arabskim nie traktuje poważnie górnolotnych deklaracji składanych przez potęgi skupione w G8 (o ile ktokolwiek traktował je tak po dekadach nieustannych interwencji i wspierania sił antydemokratycznych). Przykładem dla Arabów raczej nie będą politycy pokroju Leszka Millera, broniącego się w stylu Kaddafiego przed podejrzeniami o współudział w organizowaniu tajnych izb tortur CIA na terenie Polski – czyli zarzucając mediom, że ściągają do Polski Al-Kaidę.
sobota, 18 czerwiec 2011 Piotr Ikonowicz Znalezione w sieci

My jesteśmy biedni i to wasza wina!

Bogactwo kłuje w oczy, a bieda chowa się gdzieś zawstydzona. Rewolucja zacznie się wtedy, gdy biedni wyjdą na główną ulicę z hasłem: „Jesteśmy biedni i to jest wasza, a nie nasza wina!” Jakież będzie wtedy zdumienie panów redaktorów i pań redaktorek z TVN i Gazety Wyborczej, kiedy pod tym hasłem stanie większość polskiego społeczeństwa. Żeby ten paradoks zrozumieć wystarczy wyjaśnić dwie kwestie: Jaki jest zakres ubóstwa w Polsce i jakie są jego przyczyny.
czwartek, 02 czerwiec 2011 Kacper Pobłocki Znalezione w sieci

Polska dwóch rzeczywistości

Joanna Erbel: Skąd się wziął pomysł na Kongres Ruchów Miejskich? Kacper Pobłocki: Z obserwacji. Jakiś czas temu ludzie, którzy działają w Poznaniu, w organizacji My-Poznaniacy zorientowali się, że nie są sami. Okazało się, że w Stanach jest taka ogólnokrajowa koalicja „Prawo do miasta”, z której nowojorską komórką mamy kontakt. Z kolei w Polsce w 2009 roku zaczęły się pojawiać referenda w sprawie odwołania urzędujących prezydentów – w Łodzi i Częstochowie, Gliwicach. Wtedy zorientowaliśmy się, że nie tylko w Poznaniu obywatele zaczynają się organizować. Trochę czasu minęło, w wielu miejscach różne rzeczy się wydarzyły, jak np. ostatnie wybory samorządowe, w których My-Poznaniacy dostali ponad 9 procent głosów. W Sopocie obecnie komitet Kocham Sopot jest już w Radzie Miasta, więc im się udało pójść jeszcze o krok dalej. A jeszcze jakiś czas temu przeprowadzili projekt budżetu obywatelskiego. W różnych miejscach pojawiło się wiele innych miejskich inicjatyw. Kongres ma być pretekstem, żeby się spotkać i zobaczyć, czy mamy coś wspólnego i czy możemy coś zrobić razem. W szczególności, że od jakiegoś czasu ileś ogólnopolskich inicjatyw już zaczęło działać.
W dobie postpolityki, jak określa się to, czym zastąpiona została klasyczna polityka, tradycyjne debaty i spory polityczne odchodzą w przeszłość. W przypadku wyborów samorządowych trudno w którejkolwiek z metropolii wskazać konkurencyjne i alternatywne wobec siebie wizje miasta prezentowane przez kluczowe siły polityczne. Obywatele mogą wybierać co najwyżej między „polityką kontynuacji” uosabianą z reguły przez dotychczasową władzę i bliżej nieokreślonymi enigmatycznymi zmianami. W większości przypadków mamy do czynienia z festiwalem obrazów, spektaklem uśmiechających się do nas kandydatów na plakatach, walką na slogany pod którymi nic się nie kryje. Zaoferowanym w ten sposób obywatelom kryterium wyboru staje się uroda kandydata, estetyka plakatu. Istota postpolityczności czyli wojna wizerunkowa sprowadza potencjalnych kandydatów do roli modnie ubranych kukieł wygłaszających uładzone zdania i prezentujących się na najważniejszych uroczystościach.
Podczas gdy Polska przygotowuje się do przejęcia prezydencji w UE, dzienniki wszystkich krajów Unii grzmią: „czy 300 tys. uciekinierów z Libii zaleje Europę?", „imigracyjne Tsunami na Lampedusie", „fala uchodźców nadchodzi". Wobec „groźnego żywiołu", jakim mają być imigranci, rządy europejskie dotąd sięgały po wsparcie krwawych północnoafrykańskich dyktatorów. Na fali legitymizacji ich władzy Polska zawsze się wyróżniała: symbolicznie wyraził to nasz zmarły prezydent, 3 lata temu przyznając Hosniemu Mubarakowi Srebrny Krzyż Zasługi RP. Dziś, gdy dawne umowy imigracyjne padły wraz z autorytarnymi reżimami, władzom Unii ciśnie się na usta jedno słowo: Frontex. Polski plan na przyszłą, półroczną prezydencję, aby przeforsować wzmocnienie reżimu granicznego i poszerzyć kompetencje tej europejskiej agencji deportacyjnej zadowala więc wszystkich partnerów UE. Szef Frontexu, gen. Ilkka Laitinen już dziś apeluje: „potrzebujemy operacyjnej pięści: statków i helikopterów". Czy polskiemu rządowi uda się wypełnić śmiałe postulaty Frontexu? Póki co, Laitinen z pewnością może liczyć na medal.
Możesz mieszkać w tej kamienicy od urodzenia. Możesz wychować w niej dzieci i włożyć w mieszkanie wszystkie swoje oszczędności Możesz regularnie płacić czynsz i resztę opłat. I możesz wyrzucić do kosza ustawę o ochronie praw lokatorów, bo kiedy przyjdzie nowy właściciel okaże się, że on może więcej.- Wiem, że będą próbowali wszystkiego, żeby się nas pozbyć - mówi pan Krystian spod "dwudziestki" przy Niegolewskich. - Odcięcie gazu i kablówki to tylko początek. Gdybyśmy nie pilnowali piwnicy, to byśmy już byli bez wody i prądu. Najgorsze są te drewniane schody. Jak ktoś będzie chciał je podpalić, to to zrobi. I dlatego prawie nikt tu nie zasypia. Jak długo da się żyć w strachu?
środa, 25 maj 2011 Peter Herrmann Znalezione w sieci

Kapitalizm wraca do dyscypliny

Polityce społecznej przypisuje się wiele funkcji. Jedną z nich jest usprawnienie kapitalizmu, wyrównywanie nierówności – nadanie mu ludzkiej twarzy. Inną rolą polityki społecznej, moim zdaniem ważniejszą, jest sprawienie, by kapitalizm był w ogóle możliwy. „Czysty” kapitalizm tworzy nierówności w takiej skali, że sam się unicestwia. W tym zawarta jest pewna sprzeczność: instytucje, które umożliwiają istnienie kapitalizmu, jednocześnie zostały stworzone, by przeciwdziałać jego podstawowym regułom. Chodzi o zmienianie kapitalizmu w taki sposób, by podstawy tego systemu zostały nienaruszone.
Od czasu studenckiej rewolty we Francji z 2006 roku skierowanej przeciwko umowie o pierwszą pracę (CPE) czy włoskiej „onda anomala” z 2008 roku liczba i rozmiar protestów studenckich narasta niemal we wszystkich częściach świata, przypominając powtórkę upojnych dni 1968 roku. Jesienią i zimą 2009 roku, protesty osiągają swoje crescendo, kiedy to strajki na kampusach i okupacje rozlewają się od Kalifornii po Austrię, Niemcy, Chorwację, Szwajcarię, by później ujawnić się w Wielkiej Brytanii. Na stronie internetowej Tinyurl.com/squatted-universities między 20 października a końcem grudnia 2009 odnotowano 168 uniwersytetów (w większości z Europy), gdzie miały miejsce jakieś działania. Przyznać należy, że dzisiaj fala protestów wciąż się wznosi. 4 marca 2010 roku w Stanach Zjednoczonych z okazji ogólnokrajowego dnia działania (pierwszego od maja 1970 roku) w obronie publicznej edukacji jedna z organizacji koordynujących wydarzenia naliczyła 64 różne kampusy, na których odbywały się jakieś formy protestu. W tym samym czasie Kongres Studentów Południowej Afryki (SASCO) usiłował zamknąć dziewięć uniwersytetów, wzywając do wprowadzenia wolnej edukacji uniwersyteckiej. Protest na Uniwersytecie Johanesburgskim okazał się najbardziej kontrowersyjny. Policja wypędzała tam studentów z płonących barykad przy użyciu armatek wodnych.
czwartek, 26 maj 2011 Piotr Ikonowicz Znalezione w sieci

Koniec mitu klasy średniej

Polska klasa średnia, podobno motor naszej gospodarki i ustroju, jest jak yeti. Wszyscy o niej mówią, choć tak naprawdę jej nie ma. Te resztki, które istnieją, znikają w oczach. Przed sklepami Biedronki parkują coraz droższe auta.Czasy wrzucania do koszyka bez specjalnego przyglądania się cenom bezpowrotnie minęły. Ko go zaliczyć do klasy średniej? To ktoś, kto wykazuje się względną samodzielnością ekonomiczną, pracujący we własnej firmie lub umysłowo z pewnym poziomem dobrobytu. To ludzie, których dochody roczne kształtują się między 50 a 85 tys. zł, czyli miesięcznie zarabiają od 4000 do 7000 zł. Problem w tym, że osiągających średnie dochody w podanym przedziale jest zaledwie 750 000 osób. To za mało na klasę.
Kilka lat temu sformułowanie „budżet partycypacyjny” było zdecydowanie peryferyjne, niszowe, spoza mainstreamu życia publicznego. Kojarzyło się tylko z federacją anarchistyczną i skłotem Rozbrat. Porto Allegre zaś – brazylijskie miasto, w którym jako pierwszym z powodzeniem zaprowadzono budżet partycypacyjny – bardziej wydawało się pasować do Che Guevary i guerilli niż cywilizacji zachodniej. „Słusznym” standardem było, że prezydent Poznania, dość dużego europejskiego miasta, o budżecie rozmawia z przewodniczącym rady miasta oraz szefem dominującego klubu. Podczas niej uzgadnia ewentualne kosmetyczne modyfikacje projektu budżetu, a resztę rada karnie uchwala. A później, w roku budżetowym, jak prezydent będzie potrzebuje nowelizacji, to rada mu to klepie.

Rozbrat


Rozbrat
ul. Pułaskiego 21a, 60-607 Poznań