Czysta woda i powietrze
Nikt nie pyta, i słusznie, ile kosztuje czyste powietrze, którym oddychamy. Zakładamy, że to nasze niewyczerpalne dobro wspólne. Jednak – zwróćmy uwagę – w przypadku czystej wody jest już inaczej. Dostęp do czystej, pitnej wody jest dla większości z nas płatny. A wiąże się to nie tylko ze zmianą stylu życia, czyli ze zmianą wielkości i form naszej konsumpcji, urbanizacją itd., ale też z zatruciem przez rolnictwo, przemysł i miasta większości łatwo dostępnych źródeł czystej wody. Przekształcane one zostały z użytecznych w bezużyteczne i z dostępnych w niedostępne.
Dziś musimy za wodę płacić. 12,5 mln gospodarstw domowych w Polsce wydaje na nią kilka miliardów zł rocznie[2]. W kwocie tej ukryty jest koszt pozyskiwania i uzdatniania wody (choć też jej przesył), aby zapewnić odpowiednią jej jakość do spożycia przy istniejącym skażeniu środowiska. W innym przypadku, jak u zarania epoki industrializacji, dyzenteria i cholera zbierałaby śmiertelne żniwo.
Większość z nas traktuje to, że woda stała się dobrem mniej dostępnym i odpłatnym jako stan normalny, a nawet korzystny, ale tak naprawdę kosztów związanych z zatruciem wody nie poniosły te sektory gospodarki, często prywatne, które doprowadziły w przeszłości (jak też obecnie) do degradacji ogólnodostępnych ujęć wody.
Rabunkowe gospodarowanie zasobami wodnymi, nie tylko ich zatruwanie (poprzez zrzut zanieczyszczeń), ale też np. regulacja rzek, osuszanie terenów, odkrywkowe wydobywanie zasobów prowadzące do obniżenia się poziomu wód itd., prowadzą także do wielu innych negatywnych zjawisk, na przykład zaniku bioróżnorodności. I tu znowu – tę stratę dla środowiska naturalnego nie uwzględnia się w rachunkach, ale da się ją wyliczyć. Nie mam danych dotyczących tego typu strat w związku z degradacją środowisk słodkowodnych, ale w ciągu najbliższych 25 lat, globalne straty wynikające z utraty bioróżnorodności mogą sięgnąć 10 bln dolarów[3], w tym istotną część stanowi zanik bioróżnorodności w rzekach i jeziorach.
Fermy i kopalnie
Kwestia „kosztów eksternalizowanych” dotyczy wszelkich dóbr wspólnych nie tylko o charakterze ekologicznym i społecznym (zdrowie czy szeroko rozumiany dobrostan człowieka), ale też o charakterze ekonomicznym. Pewne działania gospodarcze określonych branż czy korporacji dezorganizują efektywne funkcjonowanie gospodarstw domowych na danym terenie i tym sposobem tworzą stratę.
Przykład. Nie ulega wątpliwości, że koncentracja chowu i funkcjonowanie ferm przemysłowych przyczyniają się do spadku wartości zarówno budynków użyteczności publicznej, mieszkań, jak też gruntów rolnych. Spowodowane jest to tym, że nie tylko emitują one do środowiska groźne substancje, ale także uciążliwe odory. Są przyczyną występowania plagowych ilości insektów (głównie much) i gryzoni. I tak dalej. Na negatywny wpływ ferm przemysłowych na wartość nieruchomości mieszkalnych wskazują liczne ekspertyzy[4]. Mieszkania i domy w okolicach ferm mogą tracić na wartości nawet od 30% do 50%. Koszty te są przerzucane (czyli eksternalizowane) na prywatnych właścicieli lokali mieszkalnych, którzy nie mogą liczyć ani na odszkodowanie od właściciela fermy, ani na pomoc państwa. Spadek wartości nieruchomości mieszkalnej powoduje z kolei, że lokatorzy nie mogą spodziewać się, iż sprzedając dom w zdegradowanej okolicy, zdołają za uzyskane pieniądze kupić do zamieszkania coś w innym miejscu. To oczywiście oznacza, iż muszą tolerować pogorszenie swojego dobrostanu.
Koszty eksternalizowane, są pokrywane często także z funduszy publicznych, z zebranych od nas podatków – na przykład koszty dotyczące zapobiegania, zwalczania i likwidowania skutków epizootii, czyli chorób zakaźnych zwierząt hodowlanych. Wszyscy słyszymy o walce z grypą ptaków lub afrykańskim pomorem świń. W ostatnich latach koszt roczny wynosił blisko 500 mln złotych[5]. W ciągu dekady wydatki te wzrosły ponad trzykrotnie. Ta kwota pokrywana jest z budżetu publicznego, a nie przez hodowców i producentów. Koszty zatem są przerzucane na barki całego społeczeństwa. Notabene kwota, o której tu wspomniałem, stanowi prawdopodobnie tylko mniejszą część wszystkich kosztów związanych z chorobami zakaźnymi zwierząt ponoszonych przez państwo. Przy czym podkreślmy, iż epizootie nie są dopustem bożym, ale efektem zwiększenia i koncentracji produkcji zwierzęcej, kontrolowanej przez ogromne agrokorporacje zajmujące się produkcją mięsa, nabiału i pasz.
Inny przykład. Efektem eksternalizowanym kopalń odkrywkowych może być większa susza rolnicza, ale też np. upadek turystki spowodowany radykalnym obniżeniem się poziomu wód w jeziorach (jak to ma miejsce w przypadku Pojezierza Gnieźnieńskiego). Ludzie mniej chętniej przyjeżdżają odpoczywać w zdegradowane miejsca. To wszystko oczywiście także da się przeliczyć. Straty tym wywołane powodują nie tylko dezorganizację i obniżają ekonomiczną sytuację wiejskich gospodarstw domowych żyjących z pracy na roli i z agroturystyki, ale zmuszają państwo do wypłaty milionowych odszkodowań rolnikom z tytułu wyrównania zniszczeń spowodowanych suszą.
Bagatelizowanie entropii
Kwestia kosztów eksternalizowanych jest często bagatelizowana poprzez twierdzenie, że działalność gospodarcza musi nieuchronnie powodować tego typu straty – co poniekąd jest prawdą. Problem leży jednak w tym, aby wśród różnych modeli funkcjonowania gospodarki, wybrać te, które przysparzają najmniejszych kosztów eksternalizowanych i są w tym sensie najbardziej racjonalne.
Jednocześnie musimy pamiętać, że wprawdzie wycenie pieniężnej mogą podlegać zasoby nierynkowe – choćby dlatego, żeby można je było porównać z innymi korzyściami czy stratami – to jednak mają one także wymiar niemierzalny czy niefinansowy. Na przykład: choć opracowano wiele metod „wyceny” ludzkiego życia (np. wskutek śmiertelnych wypadków komunikacyjnych), to oczywiście zdajemy sobie sprawę z naczelnej i ponad ekonomicznej wartości życia jako takiego. Podobnie sprawa ma się z zasobami ekologicznymi oraz przetrwaniem gatunków i ekosystemów.
Co więcej, część kosztów eksternalizowanych ma – nazwijmy to – charakter bieżący i czasami skutki są odwracalne, można np. starać się przywrócić dobrostan ludzi poszkodowanych wskutek działalności ferm przemysłowych. Niestety w dużej mierze w toku wytwarzania dóbr czy usług, zasoby o dużej wartości zwłaszcza środowiskowe kończą jako śmieci, jako rozproszona energia i chaos. Gospodarka kapitalistyczna działa natomiast jak akcelerator – procesy te jeszcze bardziej napędza, przyspiesza i pogłębia. Powiększa zużycie i marnotrawstwo.
Przez dekady próbowano podtrzymać przekonanie, że kapitalizm jest najbardziej racjonalnym systemem. Ale w świetle postępującej entropii tak bynajmniej nie jest.
Przypisy:
[1] „Ekonomia środowiska i zasobów naturalnych. Podręcznik dla studentów i praktyków”, red. Henk Folmer, Landis Gabel, Hans Opschoor, Warszawa 1996, s. 193.
[2] Maciej Waliduda, „Ile kosztuje litr wody - koszty zużycia wody 2025”, MojaWoda.com z dn. 16.07.2024, https://mojawoda.com/porady/109/ile-kosztuje-litr-wody-koszty-zuzycia-wody-2024
[3] Szymon Majewski, „44 bln dol. zagrożone przez utratę bioróżnorodności. Biznes a ekosystemy według raportu Deloitte i partnerów”, www.teraz-srodowisko.pl z dn. 10.01.2025,
https://www.teraz-srodowisko.pl/aktualnosci/bioroznorodnosc-a-biznes-raport-deloitte-respect-energy-14466.html (dostęp 22.03.2025).
[4] Ekspertyzy znajdziecie na stronie: https://stopfermom.pl/materialy
[5] Na podstawie danych przesłanych przez Głównego Lekarza Weterynarii pismem z dn. 27.12.2024 r. (znak pisma WChZZ.432.514.2024) w odpowiedzi na wniosek posłanki Małgorzaty Tracz z dn. 20.12.2024.