W ostatnich latach nasiliło się zjawisko masowego wystąpienia chorób zakaźnych (epizootii) u zwierząt hodowlanych. Można zaryzykować hipotezę, iż obecna skala występowania epizootii jest największa od czasów rewolucji neolitycznej, czyli od momentu narodzin rolnictwa 12 tys. lat temu. Pod pewnymi względami przypomina to rodzaj „wielkiego wymierania”, z tą różniąca, iż wszystko dzieje się za sprawą nie natury, ale człowieka, a ściślej mówiąc systemu produkcji rolnej.
Struktura fauny
Nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, ale dziś, patrząc globalnie, zwierzęta hodowlane zdecydowanie dominują na dzikimi. Biorąc pod uwagę wagę ciała, stanowią one 60% biomasy, człowiek 36%, a dzikie ssaki jedynie 4%. W przypadku ptaków ten stosunek wynosi: 70% drób, a tylko 30% ptaki dzikie. Lokalnie dysproporcje mogą być jeszcze większe. Polska jest potentatem w produkcji drobiowej – jaj i mięsa. Na terenie naszego kraju 99% biomasy to ptaki hodowlane, pozostałe 1% to dzikie [1].
Co ważniejsze zwierzęta gospodarskie chowa się w warunkach absolutnie nieodpowiadających ich naturalnym wymogom. Skupione są w wielkich grupach, na fermach przemysłowych liczących dziesiątki tysięcy ssaków czy miliony ptaków. Swoje życie spędzają niekiedy bez dostępu do światła słonecznego, w stłoczeniu i stresie, stąpając po warstwie ściółki zmieszanej z odchodami i w oparach amoniaku. Poprzez dwa wieki selekcji ich morfonologia została znacznie przekształcona. Wymusza się na nich coraz większą wydajność mięsną, nośnią, mleczną, rozrodczą. Często funkcjonują na granicy biologicznych możliwości, jak ultramaratończyk, z tą różnicą, że nie podejmują wysiłku z własnej woli, a na końcu drogi nie ma podium, medali i uznania, ale rzeźnia. Trafiają do niej zazwyczaj w dużo wcześniejszym wieku, niż wynikałoby to z ich naturalnych predyspozycji.
Epizootie
Pojawiła się zatem duża zmiana w strukturze fauny na świecie, polegająca na dominacji zwierząt hodowlanych. Zanika bioróżnorodność. Wraz z nienaturalnymi warunkami chowu sprawia to, że zwierzęta stają się podatne na ataki różnego rodzajów patogenów. Patogeny mają wyjątkowo dogodną sytuację do rozprzestrzeniania się w warunkach koncentracji w jednym miejscu identycznych, zestresowanych i przeciążanych biologicznie zwierząt gospodarskich.
Już wcześniej pisałem o afrykańskim pomorze świń (ASF)[2]. W 2019 roku ASF doprowadził do eliminacji w Chinach blisko 200 mln świń – padły albo zostały uśmiercone z powodów sanitarnych. Była to połowa całego chińskiego stada krajowego. Pomór zbierał też duże żniwo w innych państwach Azji południowo-wschodniej. ASF ciągle krąży po kontynencie azjatyckim i w Europie. Obecnie najbardziej groźne rozmiary przybrał np. w Rumunii, ale z pomorem świń borykają się też polscy hodowcy.
Teraz dramatyczne dane dochodzą do nas ze Stanów Zjednoczonych. Od 2022 roku do dziś z powodu grypy ptaków padło tam, albo zostało uśmierconych blisko 170 mln drobiu – głównie niosek [3]. Stąd cała afera z wyższymi o ponad 50% cenami jaj w trumpistowskim państwie.
W Polsce od 2019 roku grypa ptaków zaatakowała stada hodowlane liczące łącznie ok. 27 mln osobników kur, kaczek, gęsi, indyków itd. Każdego roku miliony ptaków jest eliminowana. Obecny rok może być rekordowy. Do 25 kwietnia br. padło lub zlikwidowano już 7,4 mln drobiu [4]. Do tej pory największe straty miały miejsce w 2021 roku (14,3 mln ptaków).
To nie wszystko. W 2021 roku w wielu krajach – także w Polsce – wirus COVID-19 zaatakował norki amerykańskie – utrzymywane na futro. W Danii rząd zadecydował o likwidacji całego stada krajowego liczącego 15-17 mln osobników. Co prawda los większości norek był i tak przesądzony, ale ubito także całe tzw. stado podstawowe, czyli rozrodcze.
Teraz hodowcy w Europie drżą jeszcze przed innym zagrożeniem – pryszczycą bydła. Epizootia ta jest bardzo zaraźliwa. Na razie dotarła do Niemiec, Węgier i Słowacji. Ostatni raz pryszczyca na naszym kontynencie była notowana kilka dekad temu. Polscy rolnicy raczej nie mają złudzeń – nie pytają, czy zaraza ta wtargnie do naszego kraju, ale kiedy. Choć oczywiście sprawa nie jest przesądzona.
Jedno zdrowie
Nie wszystkie zwierzęce choroby zakaźnie niosą zagrożenie dla zdrowia ludzi, ale niektóre z nich tak. Na przykład grypa ptaków jest dość groźną zoonozą. Wystarczy spojrzeć na statystyki zapadalności na grypę u ludzi w Polsce. Liczba zachorowań na ludzką grypę wyraźnie wzrosła kilkanaście lat temu i utrzymuje się na bardzo wysokim, wręcz epidemicznym, poziomie. Choć nikt z tego tytułu epidemii nie ogłasza. Co więcej, liczba przypadków zachorowania na ludzką grypę rośnie paralelnie do wzrostu produkcji drobiowej.
Amerykański lekarz Jeremy Brown, autor wydanej w Polsce książki pt. „Grypa. Sto lat walki” pisze, że zagrożenie epidemiczne grupą dla ludzi łączy się z dynamicznym wzrostem populacji ptactwa domowego na świecie. Do podobnych wniosków, wskazując na drób i świnie, doszła profesor Lidia Brydak, autorytet w kwestii grypy z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Także biolog i epidemiolog Robert Wallace jest przekonany, że stada ptaków hodowlanych są źródłem szczególnie groźnych dla ludzi szczepów wirusów chorób zakaźnych i innych patogenów [5]. Przed takim rozwojem sytuacji przestrzega też polski Główny Inspektorat Sanitarny na swoich stronach internetowych [6].
Brak jest jednak w naszym kraju szerszych badań dotyczących związków przyczynowo-skutkowych między występowaniem grypy ptaków a grypą ludzką oraz między rozwojem ferm przemysłowych a zdrowiem ludzi.
Zakończenie. Ryk agonii
Agrobiznes traktuje obecne „wielkie wymieranie” stad hodowlanych jak wypadek przy pracy, dopust boży, a nie jako sygnał, że hodowla osiągnęła granice wzrostu. W dalszym ciągu – dziś może bardziej niż wcześniej – szydzi się z ekologów i ochrony środowiska. Hodowcy przejawiają nieprzejednany opór w stosunku do postulatów dekoncentracji chowu zwierząt, odejścia od intensywnych metod hodowli czy wreszcie redukcji spożycia mięsa i innych produktów pochodzenia zwierzęcego. W przypadku potentatów produkcji zwierzęcej, ale także pasz przemysłowych, nawozów sztucznych itd. w grę wchodzą ogromne pieniądze. Większe nawet niż w innych branżach jak: wydobycie węgla, produkcja samochodów czy komputerów. Jak często bywa – większe pieniądze równa się większa dewastacja otoczenia naturalnego i społecznego.
Podsumowując: jak pisał Karol Darwin, przyglądając się początkom masowej produkcji zwierzęcej, nad naszą ziemią unosi się „gwałtowny ryk agonii”. I nie widać perspektywy na zmianę – raczej na załamanie. Zagraża nam kryzys epizootyczny i epidemiczny – to znaczy wisi nad nami niebezpieczeństwo zarówno dla zwierząt, jak i ludzi.
Przypisy:
[1] Jerzy Kupiec, „Bezpieczne odległości od zabudowań dla przedsięwzięć, których funkcjonowanie wiąże się z ryzykiem powstawania uciążliwości zapachowej”, Poznań 2022, s. 88.
[2] https://www.rozbrat.org/publicystyka/ekologia/4901-masowy-odstrzal-dzikow-dlaczego-do-niego-dochodzi
[3] https://www.cdc.gov/bird-flu/situation-summary/data-map-commercial.html
[4] https://www.wetgiw.gov.pl/nadzor-weterynaryjny/hpai
[5] Jeremy Brown, „Grypa. Sto lat walki”, Kraków 2019, s. 214; Lidia Bernadeta Brydak, „Grypa. Pandemia grypy – mit czy prawdziwe zagrożenie?”, Warszawa 2008, s. 56; Robert G. Wallace i inni, „The dawn of Structural One Health: A new science tracking disease emergence along circuits of capital”, Social Science & Medicine XXX/2014; Rob Wallace [Robert G. Wallace], „Big Farms Make Big Flu. Dispatches on Infectious Disease, Agribusiness, and the Nature of Science”, New York 2016.
[6] https://www.gov.pl/web/gis/komunikat-w-zwiazku-z-grypa-ah5n1-i-ah7n9-u-ludzi-w-azji-i-afryce