Teatr absurdu?
Ja: - Pytam o mieszkańców. To ich będą dotyczyć zmiany. Ich pytania nie dotyczyłyby jaki kolor będzie miała kostka brukowa, ale ile podniosą im czynsz za to, że wokół będzie tak pięknie, jak na wyświetlanej prezentacji. Czy zanim położycie nową jezdnię, doprowadzicie im cieplik, bo to emeryci muszą latać do zagrzybionych piwnic po węgiel, by mieć ciepło w domu. Mają do tego prawo. Płacą przecież podatki, za które te zmiany chcecie zrobić.
Wiśniewski: - Oj, widzę, że tu pan z Federacji Anarchistycznej jak zwykle epatuje swoim krytycyzmem, a to nie wiec polityczny. My, tu, dobrowolnie się spotkaliśmy i chcieliśmy porozmawiać o kształcie śródmieścia, bo to interesuje każdego, nie tylko okolicznych mieszkańców. Każdy w tych spotkaniach może brać udział.
Ja: - Panie radny, niech pan powie, w jaki sposób miasto zabezpieczy mieszkańców przed tym, żeby nie stali się ofiarami czyścicieli kamienic, którzy jak szczury zbiegną się tu, po tak pięknie przeprowadzonym procesie gentryfikacji?
Cisza. Kurtyna.
W następnej scenie występuje z mikrofonem starszy pan i rzecze: - Widzę że pan nie jest stąd i nie rozumie, o czym jest tu rozmowa. Mówi się 'Święty Marcin', a nie 'Świętego Marcina'. Zaczyna potem snuć opowieść o swojej, może i nawet ciekawej, wizji estetyzacji fyrtla, ciesząc się z przebywania w dostojnym gronie.
Siedzę i słucham. O tym, że warto mieć na względzie planowane tory na Ratajczaka, o tym by choinkę postawić koło okrąglaka na święta i że więcej świateł takich ładnych, no i że Dom Książki szpeci...
Kandydat na prezydenta Wiśniewski oznajmia, iż ostatnie głosy daje Bajerowi z Zarządu Dróg Miejskich i vice-dyrektorowi Teatru Polskiego. Pierwszy to legenda w walce z rowerzystami, człowiek, który paraliżował przez wiele miesięcy prace rowerowego Zespołu Konsultacyjnego, który kilka lat temu powołał ZDM. Bajer wstaje i mówi, niczym w PRL-owskiej komedii: - Cieszę się, że spotkaliśmy się tu i owocnie spędziliśmy ten czas na analizie naszego projektu ul. 27 Grudnia i okolic. Chciałbym jednak przypomnieć, że poprawki do tego projektu można wnosić do końca stycznia na naszej stronie internetowej.
- Przepraszam – wtrącam się jeszcze raz - kiedy pytałem o istotę tego spotkania, mówione było, że jest to luźna dyskusja. Teraz się okazuje, że to jest dyskusja nad realną koncepcją, która będzie wdrożona.
- Po pierwsze, nie koncepcja, tylko projekt – odpowiada Wiśniewski. - Po drugie, to spotkanie jest jednym z wielu, jak mi się wydaje, które zrobi ZDM w ramach konsultacji.
Roześmiałem się w duchu. ZDMowski standard. Od kiedy pamiętam robią wszystko, by mieć jak najmniej poprawek do swoich projektów, wiadome czas i pieniądze - po co to tracić. Konsultacje, które ZDM robi, są na odfajkowanie, tak by móc powiedzieć, iż się one odbyły. Dla przykładu w ramach rowerowego Zespołu Konsultacyjnego przy przebudowie ul. Przybyszewskiego i Żeromskiego, wnieśliśmy 21 poprawek. Uwzględniono jedną. Rok temu zginął tam rowerzysta.
Oczy Wiśniewskiego zapaliły się, gdy usłyszał od wicedyrektora Teatru Polskiego o pomysłach na wyjście teatru ze spektaklami na ulice. Oczywiście. Idealna forma sprzyjającą podbijania wartości gruntów. Wychodzi grajek - gra, kuglarz - żongluje. Coraz więcej ludzi chce oglądać. Pan w okolicznym sklepie podwyższa ceny, bo po pierwsze czynsz mu poszedł do góry, a poza tym ludzie przychodzący na występy i tak kupią lemoniadę dla dzieci, nawet za 5 zł. Niestety - kogoś, kto mieszka na tej ulicy, ale pracuje w magazynach w Gądkach, nie stać na takie ceny. Co obchodzi to Wiśniewskiego dojeżdżającego spod Poznania samochodem z napędem na cztery koła? Nic! W ramach „egalitaryzmu śródmieścia” zaprosi elity, by dostosować sobie miły wypoczynek po niedzielnej mszy. Zrobił już to z ulicą Taczaka, teraz zabiera się za następny fyrtel.
Najbiedniejszy w tym wszystkim wydawał mi się dyrektor szkoły, który starał się nadążać za wymuskanym towarzystwem niosących zmiany. W pewnym momencie powiedział: - Podoba mi się ten projekt z choinką i żeby było tu ładniej i tak jaśniej. Nasza szkoła, co prawda, ma teraz problemy, bo znalazł się jakiś przedwojenny właściciel i sądzimy się z nim, ale do rewitalizacji jak tylko możemy się dołączymy.
Podszedłem po spotkaniu do dyrektora i mówię: - Panie dyrektorze, niech pan sobie zdaje z tego sprawę, że to co tu padło, na pewno uderzy w pana szkolę, i nikt panu nie pomoże w walce z niewidzialną ręką wolnego rynku, poza sąsiadami. A sąsiadów tu nie było, byli jedynie beneficjenci tych zmian, którzy skończą romans z tym fyrtlem, kiedy skończą się pieniądze.
Umówiliśmy się na rozmowę o zorganizowaniu urodzin ulicy Fredry za rok, ponoć ma przyjść z księdzem - to będzie ciekawa koalicja.
*
Zaraz po tym spotkaniu pojechałem na inne, dotyczące Galerii Miejskiej Arsenał. W spotkaniu brali udział pracownicy galerii i inni ludzie z sektora kultury, zadający rzeczowe merytoryczne pytania. Dla odmiany, niestety, na tej sali nie było nikogo z radnych, urzędników, czy innych wpływowych ludzi. Ciekawe, dlaczego.